Wyprawa Skuterowa – Chorwacja 2004 cz.1

Edytor:Artix

[Część 1][Część 2][Część 3][Część 4][Część 5][Część 6] [Część 7][Część 8]

Dzień 1. 17 Lipca godzina 8 rano, Janki koło McDonalda, tak miała zaczynać się nasza wyprawa. A raczej największa grupa miała o tej godzinie odjechać na swoją letnią przygodę. CittO zaczął wakacje dzień wcześniej, przyjeżdżając do Warszawy aby razem z całą grupą jechać dalej. RobB miał dołączyć w okolicach Piotrkowa, a Mario jakieś 100 km dalej. Z dr.Bigiem mieliśmy się spotkać w Bratysławie gdzie był nasz końcowy etap dnia pierwszego. 700 km na początek wyprawy to była odległość w sam raz aby zahartować nasze tyłki na dalsze przygody.

Na dobry początek CittO jeszcze przed wyjazdem do Janek zatrzasnął kluczyki pod kanapą, na szczęście okazało się że kanapa w Silverze jest na tyle elastyczna ze można się dostać do niej bez kluczyków, odginając ją w górę. Sama droga przebiegała dość sprawnie, utrzymywaliśmy tempo na poziomie 110 km/h. Co tankowanie kalkulatory szły w ruch, ile palą załadowane sprzęty w trasie. I pierwsze zdziwienie, najmniej pali uwaga !!! Burgman 650, kiedy Mariusz pokazał średnie spalanie 3,9 litra w porównaniu do Majesty 250 której wynik wynosił 4,5 litra, mocno się skrzywiłem. Ale tak to jest jeżeli AN650 jedzie sobie spacerowo, YP250 gna na 90 % swojej mocy. Ostatni przystanek w Polsce mieliśmy w Cieszynie, gdzie MariuszBurgi musiał poszukać apteki, bo trochę zaczynał narzekać na oczy, zresztą już w Jankach jego oczy mogły budzić niepokój. Mariusz jednak pełen dobrej nadziei, że szybko to minie, twardo nie widząc za dobrze jechał dalej. W okolicach Bratysławy dopadł nas Bigu, któremu znudziło się czekanie i wyjechał nam naprzeciw. Szybkie spojrzenie na mapę i 20 km przed Bratysławą znaleźliśmy camping. Jak się potem okazało najbardziej rozrywkowy z campingów przez całe 2 tyg. no i najtańszy. Ech Słowacja raj na ziemi, kraina piwem i żarciem płynąca. No i trzeba dodać, że było to jedyne miejsce gdzie wszyscy spali pod namiotami. Mariusz, Big i RobB właśnie tam tylko jedyny raz rozbili swoje namioty, a namiot Biga budził respekt, coś na kształt willi z garażem w porównaniu do leśnego szałasu Maria. Śmiechu zresztą było co nie miara, tym bardziej ze po rozbiciu poszliśmy na dobre pifko i placek z syrem i tatarką.

Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Start Burgiego w daleką trasę Ekipa Burgmani staruje z Warszawy Okolice Piotrkowa , spotkanie z RobB
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Mała przerwa na tankowanie przed bielskiem Cieszyn – granica Tankowanie na Słowacji
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Miły widoczek przed Bratysławą Spotkanie z Bigiem. Ekipa w komplecie Pierwszy nocleg. Bratysława

Dzień 2

Następnego dnia, w pełni nowych sił udaliśmy się w dalszą drogę w kierunku Plitwickich Jezior w Chorwacji. Trasa malowniczymi drogami Słowacji, a potem Węgier. Zaraz po przekroczeniu granicy słowacko – węgierskiej ruszyliśmy grupa, czyli 2 charty (Mariusz i Bigu) pognały sobie swoim spokojnym, spacerowym tempem w granicach 160 km/h, następnie za nimi dziarsko na załadowanych Majesty, majestatycznie ile fabryka dała, a nie wiele dała, ruszyli w pogoń Bogumiłek i Artix. Jako że RobB widział już oczami wyobraźni pchanie skutera z powodu braku benzyny delikatnie i spokojnie przemieszczał się w kierunku upragnionej stacji benzynowej, a razem z nim CittO i Mario. I w tym momencie niezawodne okazały by się PMR’y których oczywiście Artix i Bogumiłek nie mieli, no i dzięki temu, jako że umówiliśmy się na pierwszej stacji benzynowej, oni pognali dalej, do jak im się wydawało pierwszej stacji benzynowej, a reszta grupy pojechała do innej pierwszej stacji. Mimo że reszta grupy dawała znaki gardłowo – ręczne brak PMR’a zrobił swoje. Nastąpił mały podział grupy, na jedno cylindrowe i dwu cylindrowe skutery. Po telefonicznych wyjaśnieniach gdzie są obie grupy, doszliśmy do wniosku, że w sumie nie wiadomo gdzie kto jest. Mario postanowił zwiększyć grupę jednocylindrowców o 50 % czyli kolejne dwa cylindry ze swojego skutera. Miejsce ponownego spotkania zostało wyznaczone w miasteczku na granicy słoweńsko – chorwackiej. Od tego miejsca grupa znowu połączyła swoje siły i razem wyruszyła na Plitvickie Jeziera. Droga wiodła sympatycznymi serpentynami, gdzie ponownie Mariusz i Bigu testowali swoje sprzęty na winkielkach, ku uciesze swojej i maszyn, reszta grzecznie jechała w szyku. Na owych winkielkach okazało się, że załadowany T-max krzesa iskry z podnóżka i nie wiele brakowało żeby jeden taki niewinny winkiel pokonał Biga. T-max zahaczając podnóżkiem na łuku, zahaczył dziurę w asfalcie mocno zmieniając kąt pochylenia skutera. Na szczęście obyło się na strachu i pełnym pampersie, no i ściana skalna została oszczędzona i nie zabrudzona olejem i resztkami T-maxa. Podziw dla Biga, że tak dba o ekologie. Wieczorem dojechaliśmy na Plitwickie Jeziora i zaczęło się szukanie campingu. Mariuszowi jako że prowadził włączył się tryb „Drive” i jechał i jechał mijając wszystkie campingi. Znowu zabrakło PMR’a, długie światła, klakson i inne dziwne wynalazki nie były w stanie go zatrzymać, a może po prostu postanowił sobie jeszcze pojeździć i tym sposobem objechaliśmy w koło całe Plitwickie Jeziora. Droga była urocza, górska i kręta, widoki wspaniałe (była noc), oj tym razem przydała by się podczerwień. Dobijając wreszcie do campingu Mariusz, Bigu, RobB i Mario poszli na łatwiznę, biorąc sobie domki. Małe, czyste i klaustrofobiczne, reszta w blasku lamp ze skuterów rozbijała namioty. Po campingu z Bratysławy w porównaniu do tamtego na tym panowała atmosfera domu spokojnej starości. Żeby nie było tak spokojnie, Artix zrobił mała awanturkę o kufel piwa, a mianowicie o to, że odchodząc na chwile nie można go ze sobą zabrać. Kelner kazał go postawić w krzakach i wrócić za chwile żeby go dopić, a nie wolno go było wynosić. Cóż polskie przyzwyczajenia, zostaw, a nie znajdziesz, zrobiły swoje, z pewna dozą nie ufności kufel powędrował w krzaki, żeby za chwile znowu cieszyć gardło właściciela. Dziwne ale prawdziwe. Chorwacja to dziwny kraj, wszystko zamykane było o 23, knajpy też, w porównaniu do słowackiego chaosu gdzie wszystko jest nie poukładane, ale knajpy są czynne do ostatniego piwożłopa.

Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Pole namiotowe w Bratysławie Mariuszburgi na obwodnicy Bratysławy. Mariuszburgi tak przekraczał granicę
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Hungary – w tej knajpie było tanio i dobrze karmili Węgry w drodze do hr. Granica słoweńsko – chorwacka
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Granica słoweńsko – chorwacka Mariuszburgi na granicy sł-hr Fotka w drodze na plitwickie
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Granica chorwacka Robb i jego t-max Citto i Ola na silverze
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Mario na t-maxie Dr.Big na t-maxie Chorwacja – płatna autostrada
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Tunel w górach Chorwacja Autostrada Chorwacja Autostrada Chorwacja
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Artix i Gosia na majesty 250 Robb w lusterku burgmana 650 Bogumiłki na majesty 250
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kolejna fota z autostrady Burgmanowe zegary czasem pokazywały normalne prędkości Dojazd do bramek … znów trzeba płacić za autostradę
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Mariuszburgi w ruchu