Złota Polska Jesień 2005… czyli wyjazd Burgmanii w Bieszczady cz.2

Edytor:Mariusz Burgi

Złota Polska Jesień 2005… czyli wyjazd Burgmanii w Bieszczady.

cz.2

Poranne śniadanie nie było łatwo wchłanialnym, ale cóż było robić…? Trzeba było coś trącić i zbierać się do wyjazdu w ponad 200 kilometrową wycieczkę po okolicy, która była głównym punktem programu „Złota Polska Jesień Burgmanii”.

Tuż po śniadaniu z Woli Michowej ruszyło 11 maxi- skuterów i dwa katamarany na objazdówkę Bieszczadzkimi serpentynami. Te widoki pobudziłyby największego pesymistę i wygnały niejedną depresję… Szczyty gór, które niekiedy przysłaniała mglista łuna w połączeniu z żółcią jesiennych liści drzew a do tego przejazdy po drewnianych mostkach nad górskimi potokami to tylko mały wycinek widoczków, które napełniały nasze serca bliżej nieokreślonym uczuciem podobnym do „ekstazy euforycznej”.

Nasza trasa wiodła w pierwszej fazie przez Cisną i Dolinę Solinki gdzie w pewnym momencie trasa stała się na tyle dziurawa, że nasze skutery musiały przerodzić się w enduro. Najbardziej szczęśliwy w takich warunkach był Dr. Big, który odnalazł w Beverly 200 skuter terenowy a jego duże koła najlepiej radziły sobie z walkami w terenie.

Po dotarciu do równiejszych asfaltów i krętych serpentyn tempo jazdy delikatnie wzrosło i już po chwili dotarliśmy do Zalewu nad Soliną. Pierwsze moje odczucie było takie, że czułem się trochę jak w Chorwacji, kiedy dojechaliśmy z Plitwickich Jezior do Riwiery Makarskiej… Jazda serpentynami, góry a w oddali i rzut oka na ogromny zbiornik wodny… Widok naprawdę przedni.

W samej Solinie ustawiliśmy nasze pojazdy w zwartym szyku na pobliskim parkingu i udaliśmy się na zaporę, aby nacieszyć oczy kolejnymi fantastycznymi widoczkami. Dla mnie akurat było to o tyle przyjemne, że dodatkowo dostałem od grupy upominek… najlepiej zobrazują to fotografie. Chciałem w tym miejscu serdecznie podziękować za bardzo miły prezent pomysłodawcom i realizatorom.

Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć      

Kiedy nacieszyliśmy się pięknymi jesiennymi widoczkami nad Soliną czas było ruszać dalej. Małe tankowanie u podnóża gór w Solinie i już za chwilę mogliśmy śmigać w kierunku Mucznej, gdzie mieliśmy stanąć na obiadku. Po drodze mijaliśmy takie miejscowości jak Polańczyk, Czarna Górna i Stuposiany… no właśnie w tej ostatniej doszło do niezbyt przyjemnego zdarzenia. Podczas skręcania na Muczne z głównej trasy wiodącej do Ustrzyk Górnych Xciting Kasi i Ciochina doznał niezaplanowanego uślizgu tyłem na żwirze, czego efektem był popis kaskaderski Kasi i mały szlif pojazdu. Na szczęście skończyło się na strachu, małych siniakach oraz kilku rysach na skuterze. Po ogarnięciu się pojechaliśmy spokojnym tempem, bardzo dziurawą drogą w kierunku karczmy Wilcza Jama w Mucznej.
Tu także nie obyło się bez przygód, bo nasze zamówione dania nie dość, że długo nie były dostarczane to jeszcze zostały pomylone i tak naprawdę rzadko, kto jadł to, co miał w planach. Nie obyło się bez małej awantury a tym bardziej, że za oknem zaczynało niebezpiecznie siąpić, więc nerwy zostały nieokiełznane. Po dłuższej chwili mogliśmy skosztować dań Wilczej Jamy w postaci pieczeni czy pasztetu z dzika lub sarniny.

Z zapełnionymi żołądkami zaczęliśmy zbierać się ku drodze powrotnej, która nie należała do specjalnie przyjemnych. Zmrok, deszcz i ogólnie panujący chłod nie napawał optymizmem… Najlepszym dowodem była ucieczka dwóch plecaczków Kasi i Marzanny do samochodów wiozących trójmiejską ekipę. Droga powrotna wiodła przez takie miejscowości jak m. in Ustrzyki Górne, Wetlina, Dołzyca, Cisna i biada temu, kto nie przygotowałby się na tą drogę w odpowiednie ubranie tekstylno- skórzane… Zresztą cały wyjazd wymagał odpowiedniego przygotowania.

Po drodze mieliśmy dodatkowe atrakcje w postaci kicających żab, które emigrowały z jednej na drugą stronę jezdni, co wymagało od nas czasem sporego wytężenia wzroku, aby nie zrobić z żadnego płaza naleśnika. Cała trasa po Bieszczadach wyniosła ponad 200 km i wiodła przez takie regiony jak: Park Doliny Sanu, Bieszczadzki Park Narodowy czy Ciśniańsko- Wetliński Park Krajobrazowy.

Po przyjeździe do Latarni Wagabundy czekała na nas kolejna biesiada, którą skrzętnie rozpoczęliśmy. Przybył do nas także na chwile kolega Maciej Nocny, który niestety jak szybko wpadł tak i szybko musiał jechać…
Gwiazdą sobotniego wieczoru był pieczony baranek, którego oporządziliśmy w dość szybkim tempie a po chwili zostało po nim wspomnienie. Na koniec „kości zostały rzucone” jednak Artix poczuł tak silny zew krwi, że dorwał się do zadka Dacji… Normalnie zwierze!

Impreza toczyła się dalej a biesiadnicy dopadli po raz kolejny napojów wysokooktanowych. Pidżam śpiewał, całował bieszczadzki instrument, robił prezentacje izolowania się od świata a Artix udawał, że potrafi grać na gitarze. Jeszcze inni mieli ciekawsze pomysły, ale….. zostawmy to na tym etapie. Nie wszystko nadaje się do oficjalnej relacji a poza tym nie pamiętam już nic więcej . Wiem tylko, że sobotnia impreza skończyła się na dobre, kiedy się już rozjaśniało.

Niedzielny poranek nie był dla nikogo łatwy, ale jakoś żaden z biesiadników specjalnie nie marudził… Czyżbyśmy się już przestawili na takie wyjazdy? Jak by nie patrzeć impreza dobiegała końca. Trzeba było się pakować i zbierać do wyjazdu. Nie kryliśmy smutku, ale z uśmiechem na twarzy pożegnaliśmy się i ruszyliśmy do domów. Wojtek Szpak, jako pierwszy wyjechał z Woli Michowej, ponieważ ważne sprawy pognały go do domu.
Pidżam, Mirka, Pleban z Kasią i Jacek zamierzali wpaść na noc do Kazimierza a Marek z Magdą wyjechali w kierunku Trójmiasta z samego rana. Ekipa Wawa ruszyła ok. 12stej jednak nastąpiło małe rozbicie się na grupki. Ja z Dr. Bigiem pocwałowaliśmy jako pierwsi a Dacja, Szuwarek, Artix, Ciochin z Kasią, Kefir z Marzanną i Kris pojechali w oddzielnej grupie. Maximus z plecaczkiem także wybrali swoje tempo nie kolidując z nikim.

Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć      

Wszyscy razem, ale o różnych porach dotarliśmy szczęśliwie do domów. Poza jednym małym szlifem Ciochina i Kasi obyło się bez problemów, co przy tak licznej grupie nie jest czymś oczywistym.

Na koniec podam małą statystykę:

W sumie podczas wyjazdu w Bieszczady, w weekend zrobiłem 1200 km w siodle.

W wyjeździe w Bieszczady brało udział 24 osoby. Na miejsce stawiło się 12 maxi- skuterów z czego 3 były pojazdami testowymi, których testy będzie można wkrótce przeczytać na stronie głównej www.burgmania.net.

Oto lista osób biorących udział w wyprawie:

– MariuszBurgi (Burgman 650 K5 testowy)
– Artix (Dealim S2 250 testowy)
– Kefir i Marzanna (Majesty 250/ 300)
– Dr. Big (Piaggio Beverly 200 testowy)
– Szpak (T- max 500)
– Szuwarek (Burgman 400)
– Shrek i Fiona (Burgman 400)
– Zibi (Silver Wing 600)
– Dacja (Majesty 250)
– Ciochin i Kasia (Xciting 500)
– Kris (Helix 250)
– Maximus i Spinka (Burgman 650)

Dojechały także cztery katamarany.

– Pleban, Kasia, Pidżam, Mirka, Jacek
– Mareczek z Magdą
– Maciej Nocny
– Maciek

Impreza należała do wyjątkowo udanych a górska kapryśna pogoda nie miała żadnego wpływu na poziom wyjazdu. Wszyscy bardzo dobrze się bawiliśmy i już teraz tęsknimy za kolejnym wyjazdem. W tym miejscu chciałem serdecznie podziękować Szpakowi za zorganizowanie imprezy i dogranie wszystkiego. Jak widać – my zadbaliśmy o resztę.

Do zobaczenia na kolejnym wyjeździe, spotkaniu, imprezie.

MariuszBurgi

 

Powrót na stronę 1.