Rzym 2012 widziany okiem miłośnika maxi skuterów

Czy istnieje na ziemi miejsce gdzie każda uliczka wygląda jakby gdzieś obok był spot skuteróowców a każdy plac mieścił ilość pojazdów z płozami porównywalną do tej jaką my znamy ze zlotów? Czy jest takie miejsce gdzie do praktycznie każdego skrzyżowania dojeżdża spora grupka osób na skuterach z czego większość przepycha się po chodnikach, „pod prąd” a żaden kierowca auta nawet nie waży się zatrąbić z pogardą? Tak… Takim miejscem jest Wieczne Miasto Rzym.

Każda mniejsza lub większa aglomeracja we Włoszech była i jest dla mnie zjawiskiem jedynym w swoim rodzaju… i nie chodzi w tym wypadku o rodzaj zabudowy, specyfikę luzu populacji włoskiej czy klimatu jaki panuje w Italii. O tym można poczytać w wielu książkach czy przewodnikach. Jako, że jestem osobnikiem z zaawansowanym fetyszem skuterowym postanowiłem zgłębić miasto w którym podobno na każdego obywatela przypada 0,7% skutera. Można się kłócić czy w Neapolu lub Mediolanie nie jest podobnie ale jak usłyszałem od pewnego Włocha poznanego w pociągu- Rzym jest pod tym względem specyficzny. Pierwsze kilometry jakie robię po ulicach Rzymu są dla mnie jak butelka zimnej wody dla wędrowca pustyni. Ciężko jest nacieszyć oczy tym co mnie otacza… Jakby się nie obrócić zawsze natrafiam na… SKUTER! Królują te na dużych kołach a niekwestionowanym liderem jest oczywiście Honda SH w różnych wariantach silnikowych. Nie brakuje też „big wheel” Liberty, Beverly, Scarabeo czy różnych modeli Vespy, zarówno aktualnie produkowanych jak i tych uważanych za youngtimery. Bardzo dużo widać Yamahy Majesty (głównie 125 i 250) oraz mega dużo X-maxa. Z marek nie włoskich i nie japońskich spory odsetek to tajwańskie Kymco z najbardziej popularnymi Agility czy People i trochę mniej Downtownem a jeszcze mniej Xcitingiem. W przypadku dużych skuterów królują oczywiście T-maxy ale obserwując Rzym odniosłem wrażenie, że po ulicach jeździ niewiele mniej Hond Silver Wing/ SW-T… w zdecydowanej większości z motorami 400 ccm. Trochę rzadziej widać takie rodzynki jak BMW C1 czy np. Suzuki Burgmany. Te ostatnie w oczach Włochów uchodzą za jednak mniej odporne na hardcorowe traktowanie i specyficzne warunki klimatyczne. Przypomnijmy, że przez większą część roku w Rzymie temperatury wynoszą ok. 30°C i typowy Giovani potrzebuje skutera „twardziela”! Właśnie takim twardzielem jest wspomniana wcześniej Honda SH, która w/g Włochów jest nie do zajeżdżenia.

Tak apropos SH… kiedy zacząłem analizować ile średnich pensji potrzebuję przeciętnych Rzymianin aby kupić nową SH zauważyłem (tak naprawdę to nie dało się jej nie zauważyć) aktualną kampanię reklamową wspomnianego modelu Hondy. Wszechobecne banery reklamowe zapraszały na jazdy próbne nowym modelem wyposażonym w ABS i zużywającym ciut ponad 2 litry paliwka na setkę. W czasie akcji do skutera miał być dodawany gratis kask integralny a wszystko to za cenę 3050 eur! Jak dla mnie bomba.

Co dość ciekawe (dziwne), na ulicach Rzymu przez 2 dni i zrobione jakieś 40 km różnymi dzielnicami nie zauważyłem ani jednego nowego modelu BMW C600, C650GT czy Kymco MyRoad 700. Za to namierzyłem po jednym egzemplarzu Hondy Integry 700 i elektrycznego Vectrixa. Z innych ciekawostek wspomnę o Hondzie Helix, która może być powoli uważana za youngtimera. Z trzech egzemplarzy jakie widziałem tylko jeden był w stanie optycznym „dopuszczalnym”.

Z innych ciekawostek widziałem kilka egzemplarzy skuterów o których jakby świat zapomniał… np. Malaguti Madison, który miał tarcze czy kolanko tłumika tak przerdzewiałe jakby jego właściciel zszedł z tego świata jakieś 5 lat temu.

W ogóle skutery, które jeżdżą po Rzymie są w większości optycznie zniszczone. Połamane plastiki, popalone kanapy, poklejone na taśmy szyby to normalny obraz tutejszych płozówek. Widać, że w zdecydowanej większości są to pojazdy typowo użytkowe nad którymi nikt się nie rozczula. „Służą” jako typowe środki transportu i użytkowane są zero/ jedynkowo (hamulec/ ogień). Przechodząc obok serwisów skuterów w Rzymie zauważyłem coś, co w sumie nie było dla mnie zaskoczeniem… na podnośnikach stały najczęściej stosunkowo młode modele mające maksymalnie kilka lat. Te starsze jeżdżą dopóki… jeżdżą a przy pierwszej poważnej awarii idą w odstawkę (czyt: trafiają m.in. na eksport). Z drugiej strony widać, że Włosi użytkują także bardzo stare egzemplarze, które służą dzielnie latami. Czasem wyglądają całkiem nieźle a czasem ich stan jest opłakany. Jednym z lepszych własnych patentów „reperazioni” jest np. torebka foliowa naciągnięta na porwane poszycie kanapy. Łatwo i prosto! (śmiech)

Bardzo ciekawie prezentują się grube łańcuchy, którymi rzymianie zabezpieczają swoje skutery. Ich grubość czasem budzi respekt a niekiedy jest aż zastanawiająca. Tym bardziej, że czasem (w mojej ocenie) większą wartość przedstawiał sam łańcuch z kłódką niż zabezpieczony skuter. Ogólnie we Włoszech panuje niepisane prawo, że jednoślad pozostawiony bez zabezpieczenia jest… niczyi! Faktem jest, że praktycznie każdy pojazd jest dobrze lub bardzo dobrze zabezpieczony, co może sugerować sporą ilość kradzieży. W niektórych dzielnicach spotkałem podobne zabezpieczenia także w autach… i co ciekawe- wartość pojazdu miała się nijak do powagi środka zabezpieczającego.

Przy okazji tematu wspomnę coś co, przynajmniej dla mnie jest bardzo zastanawiające. Na wielu ulicach Rzymu (zresztą nie tylko Rzymu) można spotkać czarnoskórych obywateli, którzy nie mając obywatelstwa czy meldunku sprzedają na ulicach podrobione towary. W niektórych miejscach z mocnym nasileniem turystów (np. okolice Watykanu) są całe ciągi handlowe z torebkami, okularami czy odzieżą. Królują marki Prada, Lacoste, Moncler czy Boss. Jest to o tyle ciekawe, że kilka przecznic dalej są PRAWDZIWE sklepy renomowanych firm a tuż obok wspomnianych handlarzy podróbkami chodzą Carabinieri… a żeby było weselej nad tym „teatrzykiem” widać niekiedy banery z apelami i akcjami społecznymi: STOP FAKES! W świetle prawa kupujący „podróbki” są tak samo ścigani jak i sprzedawcy… ale co z tego?

Kiedy rozmawiałem z bardzo sympatycznym Włochem w pociągu i pytałem „o co tutaj chodzi?” nie usłyszałem nic konkretnego… jedynie to, że JEST prawo ale NIE JEST respektowane… i że jest to problem, których we Włoszech znany jest od lat. Obywatel Włoch z meldunkiem przyłapany na czymś takim miałby przechlapane. Ciemnoskóry uchodźca, który przypłynął z Afryki na tratwie, bez papierów, bez pracy jest bezkarny.

Można też na ten problem spojrzeć z innej perspektywy… nie wszyscy uchodźcy handlują podróbami. Jeśli idziemy np. obok Koloseum i wyglądamy na mocno spragnionych wtedy jak spod ziemi wyskakują nasi zbawiciele i oferują nam butelkę zimnej wody… oczywiście 5X droższą niż w sklepie. Jeśli zaczyna padać z różnych uliczek jak na zawołanie wyskakują sprzedawcy parasolek. Na północnym Ponte Milvio, gdzie zakochani mocują kłódki potrafią niepostrzeżenie zaczepić nas zoombie z zapytaniem: „potrzebna kłódeczka?”. Krótko mówiąc… tam gdzie jest zapotrzebowanie na COKOLWIEK tam są wspomniani wcześniej obywatele Afryki.

Na ulicach, szczególnie w godzinach szczytu czuć straszną ciasnotę. Na specjalnych miejscach parkingowych stoją czasem wciśnięte na siłę po dwa skutery na jednym miejscu. Rzadko które auto w ścisłym centrum Rzymu jest większe niż auto segmentu B. Do tej pory uważałem, że dużo Smartów jeździ w Niemczech. Tutaj często na jednym skrzyżowaniu stoi zaparkowanych 10 smartów i kilka Toyot IQ. Bardzo popularne są w Rzymie także AIXAM’y, auta rejestrowane jako motorowery

Wróćmy jednak do skuterów. Kiedy obserwowałem sposób w jaki jeżdżą włosi skuterami po Rzymie doszedłem do wniosku, że najważniejszą zasadą na drodze jest… BRAK ZASAD! Jeśli jesteśmy na skrzyżowaniu lub placu z wieloma dojazdami i nie wiadomo kto ma pierwszeństwo zasada jest taka: SZYBKO, SZYBKO! Tu nie ma czasu na drapanie się w głowe. Światło się zmienia na zielone a po ułamku sekundy skutery, które chwilę wcześniej objechały „puszki” wszelkimi możliwymi sposobami startują jak z procy. Jazda pod prąd, po chodnikach, na styk jest tutaj czymś tak normalnym jak pizza na każdym rogu. Najbardziej spodobał mi się dojazd do słynnego placu Venezia na którym policjant często stoi na wysuwanym piedestale i kieruje ruchem. Droga dojazdowa z górnej części Rzymu (Via Cesare Battisti) prowadząca na ów plac jest teoretycznie 2 pasmowowa. Praktycznie robi się ona często 4 lub 5 pasmowa (część wyłączona z ruchu)… a czasem tworzy się jeszcze 6 pas „pod prąd” którym jadą skutery… ale czasem i samochody! Wtedy ci z przeciwka muszą poczekać bo nie mają jak jechać! Na samym placu mijanki są prawdziwym majstersztykiem. Ktoś powie, że to pewnie młodzi jeżdżą lamiąc zasady ruchu drogowego… nic bardziej mylnego. Widziałem kilka razy (tak na oko) 70 letnią babcię, która odwaliła taki numer na placu Weneckim, że w Polsce kamery monitoringu dostałby „zawiechy” (śmiech). W tym wszystkim biorą udział turystyczne busy, dorożki a czasem środkiem placu potrafi iść, jakby nigdy nic, włoch z aktówką rozmawiający przez telefon… Apropos telefonów. Na jednym ze zdjęć widać rowerzystę, który jedzie lewym pasem (czasem zatacza się i zjeżdża na przeciwny pas) gadając przez komórkę… no i oczywiście prowadzi rower jedną ręką, bo jakby inaczej z telefonem przy uchu! Na kierownicy torba, która powoduje czasem utratę trajektorii toru jazdy. W finale bez najmniejszego zażenowania przejeżdża na czerwonym świetle. To wszystko dzieje się na oczach samochodu Carabinieri, który jechał tuż za rowerzystą i jakby w ogóle nie widział całej „akcji”!

Aha, sam telefon i prowadzenie rozmów w trakcie jazdy skuterami jest czymś tak normalnym jak popołudniowe spaghetti z winem w trakcie siesty. Często widać dziewczyny jadące skuterem, którego gadają namiętnie (często również gestykulują) przez telefon wciśnięty pod kask. Panowie wcale nie są „lepsi”. Czasem grany jest telefon w połączeniu z palonym cygarem, tzw 2 in 1… no ale jakby inaczej skoro mamy wysoką szybę w naszym scooter.

Ogólnie patrząc na ruch 2oo vs 4oo ma się wrażenie totalnego chaosu… jednak obserwując dłużej owe zjawisko miałem wrażenie, że jest to chaos artystyczny. Wszyscy uczestnicy ruchu żyją w pełnej symbiozie, która odziwo nie przekłada się na faktyczne kolizje (brak zaobserwowanej choćby jednej stłuczki). Widziałem sytuacje, które na pierwszy rzut oka wyglądały bardzo niebezpieczne jednak na żadnej z osób jadących nie robiły najmniejszego wrażenia… tutto bene, tutto bene! (śmiech).

Jeszcze słowo o tamtejszych stróżach prawa… ich rozbrajająca obojętność na łamanie prawa przez skuterzystów jest bezgraniczna. Siedząc i obserwując jakąś godzinę różne „akcje” na pl. Venezia zauważyłem jedną kontrolę, kiedy wprost na policjanta wjechał totalnie zamotany rzymski garniturowiec jadący dookoła placu… pod prąd!

W czasie kontroli nie mógł znaleźć dokumentów, papiery latały po ulicy i czuć było, że sytuacja jest mocno napięta/ niespotykana… zważywszy na głośne zwroty kierowcy skutera. Miałem wręcz wrażenie, że policjant po prostu przegiał! (śmiech)

Tak na koniec…

Ostatnio w Polsce jest nagonka na rowerzystów i kurierów… że niby jeżdżą niebezpiecznie, po pasach i dla pieszych są jak wrzód na tyłku… Proponuję wszystkim zainteresowanym wizytę w Rzymie. Gwarantuję, że problem nie istnieje a Polacy są mega przepisowym narodem.

Przypomniałem sobie jeszcze naszą ostatnią gorącą dyskusję na forum nt. używania kasków integralnych. Padły głosy, że w kaskach bez szczęki jeżdżą szaleńcy a brak motocyklowych rękawic i kurtki z ochraniaczami to nieodpowiedzialność .

Konkluzja: 95% rzymskich skuterowców to skrajnie nieodpowiedzialni szaleńcy! 🙂

 

Video Plac Venezia 

Video Plac Venezia cd…

 

Zrelacjonował dla Was: MariuszBurgi

Foto/ Video: MariuszBurgi