Relacja z IX Ogólnopolskiego Zlotu Maxi Skuterów *Burgmania 2013*

Kartka z kalendarza:

Roku Pańskiego 1313 po śmierci Bolesława II – księcia Mazowsza – ziemie mazowieckie zostały podzielone na 3 dzielnice. Siemowit, Trojden i Wacław otrzymali równe części Mazowsza, jednak jak to w historii bywa jeden z braci chciał rządzić całym Mazowszem samodzielnie, dlatego w sekrecie wysłał swoich heroldów na wszystkie strony świata, żeby zebrać najdzielniejszy z ludów nomadycznych, dzikich i nieustraszonych Burgmaniaków. Lud Burgmaniaków znany był od wieków ze swej waleczności ale i choć bali się go wszyscy, bo zarówno niewiasty jak i mężowie ramie w ramie stawali do walki i jak równy z równym potrafili w boju nawet 4 dni nieprzerwanie walkę wytrzymać, to książę Siemowit postanowił ich na swe ziemie zaprosić aby szale zwycięstwa przechylić na swoją stronę. Jako miejsce spotkania został wyznaczony urokliwy zakątek niedaleko Przysuchy. Kiedy okoliczna ludność zobaczyła tylu zbrojnych wojów w jednym miejscu szybko zaczęła owe siedlisko nazywać Topornią i taką nazwę siedlisko po dziś dzień nosi. Legenda mówi, że niestworzone rzeczy się tam działy, bo ryki dzikich nomadów nawet najdziksze demony przepłoszyły z kniei, a kmieci którzy podeszli zbyt blisko nikt już żywym nie widział.

Zdaje się że zmysły mi się pomieszały, bo miała to być relacja z IX Zlotu Maxi Skuterów który odbył się w Toporni w dniach 7-9 czerwca 2013 roku, a nie legenda z przed 700 lat. A jak było na naszej sztandarowej imprezie IX edycji postaram się w kilku słowach przybliżyć.

 

Pomimo tego że zlot zaczynał się w piątek niektórzy Burgmaniacy nie wytrzymali ciśnienia i pierwsze osoby pojawiły się już w środę a całkiem spora grupa zjechała w czwartek, tak powoli rozkręcała się impreza która faktyczny start miała w piątek. A w piątek to się zaczęło dziać, pojedynczo, małymi grupami, dużymi grupami – miejsce zlotowe zaczęło się zapełniać uczestnikami zlotu. Rejestracja, identyfikator na szyje, odbiór klucza do legowiska tudzież rozbicie własnego legowiska i można było się łapać za to co kto tam lubi najbardziej. Część złapała się o dziwo najpierw za wzięcie udziału w pierwszym konkursie który zorganizowali nam (od konkursu po ufundowaną nagrodę) grupy Warmińsko – Mazurska oraz Podlaska, oczywiście również w sobotę była kolejna edycja tego konkursu polegającego na rzucie piłeczka do kosza (nie łatwego – sam brałem udział – 0 trafień) gdzie ostatecznie nagrody zgarnęli Drek i Joasia70 za trafienie stojąc tyłem, ale do soboty jeszcze wrócimy.

 

Nie mniejsza część postanowiła odwiedzić doktora Wrzonia co bym im głęboko zajrzał do oczu i ocenił jego vitium visus czyli mówiąc prościej zdolność lub niezdolność oka do tworzenia właściwie zogniskowanego obrazu na plamce żółtej lub centralnej części siatkówki. Oczywiście im więcej napojów wyskokowych tym większe prawdopodobieństwo braku zogniskowania obrazu nie tylko na plamce żółtej ale nawet na naszym współbiesiadniku, choć to dolegliwość przejściowa. Chodziły pogłoski w kuluarach, że można było również w innych pomieszczeniach odbyć badania mammograficzne czy proktologiczne ale muszę to zdementować, a ewentualne osoby przeprowadzające te badania nie miały nic wspólnego z medycyną zlotową. Natomiast potwierdzam, że kiedy doktor Wrzonio używał nazw typu hyperopia, myopia czy prezbiopia nie proponował egzotycznych drinków tylko stawiał diagnozę, a wszyscy którzy chcieli się tego napić, lepiej niech pozostaną przy typowych zlotowych drinkach typu „Sex on the beach” (kilka kostek lodu, 20 ml wódki, 20 ml likieru brzoskwiniowego, 100 ml soku żurawinowego, 100 ml soku pomarańczowego) ewentualnie „Orgazm pod palmą” (50 ml mleczka kokosowego, 50 ml likieru Baileys, 50 ml likieru Kahlua) czy dla bardziej wymagających „Trucizna wdowy” (40 ml wódki cytrynowej, 40 ml soku grejpfrutowego, 20 ml grenadiny, 150 ml czarnego Frugo, kostki lodu). Ci co nie znają umiaru w delektowaniu się drinkami, bo o drinkach cały czas mowa, rano powinni być zadowoleni jeśli obok łóżka współlokator postawił drink pod nazwą „Poranek Zombie” (60 ml likieru Blue Curacao, kilka kropli syropu z czarnych porzeczek, kruszony lód).

Oczywiście nie można nie wspomnieć że w piątek rozpoczęła się też biesiada grillowo – piwno – wyskokowo – taneczna, gdzie rozpoczął się szał ciał na parkiecie jak i rozmowy kuluarowe na tematy wszystkie. O piątku na naszym zlocie pisał już Adam Mickiewicz – „ Jedzą, piją, lulki palą, Tańce, hulanka, swawola; Ledwie Toporni nie rozwalą, Cha cha, chi chi, hejza, hola!”. Gdyby ktoś nie wiedział to tam gdzie DJ dokonywał ipsacji muzycznej również były prowadzone badania, choć już nie przez doktora Wrzonia, a polegały na badaniu równowagi, oraz pełnej diagnostyki koordynacji ruchowej w rytm muzyki. Badania można było odbywać zarówno pojedynczo, parami jak i grupowo. Metodologia badania obejmowała sprawdzenie równowagi dynamicznej którą rozumie się jako zdolność organizmu do utrzymania równowagi w sytuacji zmieniającego się punktu podparcia. W związku z tym dokonano analizy wszystkich na parkiecie pod kątem równowagi dynamicznej w zakresie: ruchy na małej powierzchni podparcia; ruchy na małej i przemieszczającej się powierzchni podparcia (to ci co za dużo wypili); ruchy z obrotami wokół podłużnej osi ciała bez podparcia; ruchy z obrotami wokół różnych osi z podparciem; ruchy ze zmianą szybkości i kierunku; ruchy bez powierzchni podparcia. Oczywiście można to nazwać jednym słowem – taniec. Dla tych co pozostali przy ławach przeprowadzone zostało badanie słuchu w postaci wystawionego głośnika przy pomocy próby Rinnego. Z medycznego punktu widzenia badania słuchu należy przeprowadzić w przypadku wystąpienia 4 podstawowych objawów – niedosłuch lub jego podejrzenie, zawroty głowy, zaburzenia równowagi, szumy uszne. Wszyscy badania przeszli pozytywnie, koordynacja ruchowa na parkiecie była wyśmienita, podobnie jak słuch u biesiadników. Oczywiście badania były prowadzone do białego rana ku uciesze wszystkich badanych.

A w sobotę …

Śniadanko, czas na ogarnięcie ciała bo dusza Burgmaniaka zawsze jest zwarta i gotowa na wszelkie atrakcje i ci co nie musieli sięgać z rana po drink zwany „Poranek Zombie” zaczęli ustawiać się w kolumnę sygnalizującą zbliżającą się paradę. Równo o godzinie 11 w asyście Policji grupa zlotowiczów i gości którzy dojechali z okolic wyruszyła na krótką ale jakże barwną wycieczkę w kierunku Chlewisk do muzeum techniki.

Jak było nas wielu można się przekonać z filmików zamieszczonych w sieci gdzie obejrzenie parady zajmuje ponad 2,5 minuty dostojnie sunących maxi skuterów.

{youtube}TaRU6fsrq8w,WCXrqku-lco{/youtube}

 

To naprawdę niecodzienne zjawisko móc w jednym miejscu zobaczyć cały przekrój najróżniejszych marek i modeli skuterów i tych starszych i tych zupełnie nowych, nie co dzień spotykanych na naszych drogach. Tak o to dumnie i dostojnie parada dotarła do miejsca atrakcji w postaci muzeum techniki w Chlewiskach gdzie po podziale na 3 grupy mogliśmy rozpocząć zwiedzanie tego urokliwego miejsca.

Zabytkowe samochody, motocykle i stara huta żelaza o której z pasją opowiadał przesympatyczny przewodnik do tego opowiadający wierszem. Chyba na wszystkich to zrobiło wrażenie. Nie wiem czy wszyscy zanotowali ten fakt ale po za zabytkowymi samochodami i motocyklami ta huta to jedna z nielicznych zachowanych w Europie hut gdzie piec hutniczy był opalany węglem drzewnym, lub jak kto woli duży grill do wytopu żelaza. Niestety pogoda postanowiła spłatać nam psikusa w postaci deszczu ale trzeba też pamiętać że tylko na terenie ośrodka został wykupiony abonament na brak deszczu. Cóż kryzys po prostu i nie starczyło kasy na większy teren niż zlotowisko. Droga powrotna na teren zlotu z zaliczeniem ronda gdzie można było się przekonać jak wielu było miłośników maxi skuterów i przy okazji pozdrowić współparadowiczów. A po powrocie na miejsce naszej sztandarowej imprezy można było wystartować w różnych konkursach, dokręcanie śruby na czas, dla korpoklonów chleb powszedni, dla tych którzy starają się o prace w korporacjach idealne szkolenie, dla pozostałych trening sprawności palców – okazuje się że najbardziej sprawne palce miał Syndaren, WojtekPO oraz Virus a wśród kobiet Joasia70 – jeśli będą to czytać wasi przełożeni a nie jesteście jeszcze szefami zespołów należy Wam się awans jak psu micha, umiecie szybko dokręcić śrubę. Kolejnym konkursem była najwolniejsza jazda, sztuka to łatwa nie jest ale i ten konkurs miał ukryty cel – chcieliśmy sprawdzić kto najwolniej dochodzi …. do mety oczywiście – okazało się że tytuł „mister ślimak” zdobył Macieklev, ale wcale nie gorsi byli Roberto i Ogryzek, w konkursie startowały też panie, ale one jednak dochodzą szybciej – cały czas mowa o mecie. W konkurencji zwanej lawirowanie pomiędzy przeszkodami na drodze życia dla niepoznaki nazwanej slalomem – best of the best – czyli w bardzo szybkim tłumaczeniu największa bestia wśród bestii – to Virus – w języku łacińskim trucizna, jad – i coś w tym jest bo zatruł życie swoim przeciwnikom zgarniając 1-sza nagrodę, ubiegając Ogryzka i Arkadiusza jak i masę przeciwników którzy odpadli w przedbiegach. Oczy-wiście dalej można było pozwolić doktorowi Wrzoniowi zajrzeć sobie głęboko w oczy i ocenić własne vitium visus, a dla tych którzy chcieli poprzecierać oczy ze zdumienia co można wyprawiać mając doczepiony kosz do skutera, atrakcje w postaci pokazu jazdy hmm na 2 kołach mając do dyspozycji 3, przedstawił Boris lub bardziej znany jako – nasz przyjaciel z Niemiec. Jeśli czyjś skuter niedomagał lub zwyczajnie jak mój wymagał wymiany płynów pozaustrojowych można było skorzystać przez całą sobotę z mobilnego serwisu. Żeby skuter prawidłowo robił brum wystarczyło się umówić z Brum Serwis i wszystko było brum – szybko, sprawnie i na temat. Jeśli jednak kogoś naszła nostalgia typu „a może czas na wymianę skutera – tylko co wybrać” to tu z pomocą pospieszyło Kymco prezentując swoje nowości, w myśl starego przysłowia „nie przyszła góra do Mahometa to Mahomet przyszedł do góry” gdzie górą zawsze jest klient bo to on decyduje gdzie zostawi kasę i tym sposobem każdy z Burgmaniaków mógł się przejechać modelami skuterów które dopiero wchodzą na nasz rynek i nie musiał jechać do salonu bo salon przyjechał do niego.

A kiedy zaszło słońce na scenie w miejscu gdzie DJ dzień wcześniej robił dobrze wszystkim, pojawił się Ojciec Dyrektor – pieszczotliwie zwany Mariusz lub Burgi lub …. z uwagi na powagę urzędu pozostanę przy oficjalnym określeniu Ojciec Dyrektor – i rozpoczął wręczanie nagród dla tych co zwyciężyli w konkurencjach wszelakich, nie tylko zlotowych, bo pokonanie trasy Antwerpia – Topornia – oznacza że trzeba mieć nierówno pod sufitem, lub kochać tych zakręconych Burgmaniaków żeby na weekend przyjechać i bawić się ze wszystkimi, albo zamiast narzekać jakie to choroby mogą nas dopaść bawić się ze wszystkimi mimo że geriatra zamiast przepisać choć w 50 % bezpłatną receptę na skuter – opowiada dyrdymały – a tu gość herbu 11 kłosów – wsiada na skuter i jedzie z grupą śląską pobawić się ze wszystkimi. Nagród było wiele i wszystkich wymienić się nie da, bo tak naprawdę każdy z nas był zwycięzcą w kategorii pozytywnie zakręcony Burgmaniak, a liczny młody narybek Burgmaniowy obdarowany był znacznie wcześniej w porze odpowiedniej dla dzieci przez przesympatyczną „przedszkolankę” która poświęciła swój czas pro publico bono ,bo zacna to osoba i tym samym dementuje że wzięła złamanego yuana za swoją pracę mimo, że takie były podejrzenia.

A kiedy już wszystkie nagrody zostały rozdane rozpoczęły się w wieczornej części kolejne badania słuchu i koordynacji ruchowej przy pomocy DJ. W tak zwanym międzyczasie pomiędzy badaniami psycho-ruchowymi a rozmowami na tematy wszelakie oraz trenowaniem podnoszenia ciężarów przy ławach – wszak pełny kufel to pół kilo – dzięki grupie kujawsko – pomorskiej mogliśmy puścić światełko do nieba – niektórzy nazywają je lampionami życzeń lub lampionami spełnionych marzeń – według starej chińskiej legendy marzenia spełniają się, gdy fruną do nieba – więc życzeń Burgmaniaków na pewno trochę się spełniło – importerzy się cieszą bo sprzedaż nowych skuterów wzrosła o 100 w ciągu jednego weekendu. Po „światełku do nieba” impreza rozkręciła się na dobre, a kiedy przygasła na Marysieńce to rozbłysła na Krokodylu (nota bene imprezie nie ma mającej nic wspólnego z naszym zlotem) gdzie DJ postanowił przebić delikatną ipsację Marysieńki wytaczając ciężkie działa w postaci disco polo, Ci którzy spali tej nocy w Krokodylu na pewno podpisali by się pod tekstem Paolo Coelho „Istnieją takie cierpienia, o których można zapomnieć dopiero wtedy, gdy umysł odrywa się od ciała.” a słuchając tej muzyki na pewno się oderwał. Jednak w moim mniemaniu w życiu najważniejszym doświadczeniem człowieka jest poznanie granic własnej wytrzymałości. Tylko w ten sposób jesteśmy w stanie czegoś się nauczyć, ale to wymaga pewnej odwagi. Kiedy silniejszy poniża słabszego, jest zwykłym tchórzem albo mści się za nieudane życie. Tacy ludzie nie odważają się nigdy spojrzeć w głąb siebie, nie chcą wiedzieć, skąd się bierze potrzeba uwolnienia w sobie dzikiej bestii. Tylko ten, kto pozna te granice, może poznać życie. Cała reszta to zabijanie czasu, powielanie tych samych schematów, starzenie się i umieranie bez świadomości, po co właściwie żyjemy. Czy teksty piosenek w stylu disco polo mogą kogoś wyprowadzić z równowagi, okazuje się że mogą. A kiedy nastała cisza okazało się że jest to niedziela czas powrotów.

Dzień ciszy – niedziela

Niedziela, to dzień powrotów, zawsze co roku jestem pod wrażeniem fenomenu porannego eksodusu, zasada jest prosta im bliżej do domu tym szybciej grupa się zbiera. Oczywiście nie zawsze to jest reguła ale jednak często ta praktyka jest stosowana. Obfite śniadanie i w drogę, tak można opisać niedzielny poranek na każdym ze zlotów, wiadomo że lepiej się witać niż się żegnać, zwłaszcza w przypadku tych osób które balowały od środy. Można sobie zadać jeszcze jedno pytanie czy warto było przyjechać i poznać lub spotkać innych Burgmaniaków – odpowiedź może być jedna – rzecz która nie nasyca, wywołuje głód – ja dalej jestem głodny takich zlotów. A kiedy ostatni zlotowicz opuścił miejsce naszej sztandarowej imprezy znów zapanowała błoga cisza.

W tym miejscu pozostało podziękować wszystkim tym którzy przyczynili się że impreza się odbyła, za ich trud i zaangażowanie za ciężką pracę i dobrą zabawę wszystkich zlotowiczów, bo klimat zlotowy tworzymy wszyscy. Ktoś przecież Was rejestrował, pomagał załatwić najbardziej wymyślone problemy, prowadził konkursy czy zaglądał Wam prosto w oczy a także opiekował się i bawił z najmłodszymi Burgmaniakami. Czy trzeba ich wymienić – trzeba bo za to należy im się wielkie podziękowanie. Bez was ten zlot by się nie odbył, jak i bez wszystkich uczestników którzy stworzyli niepowtarzalny klimat naszego IX już zlotu Maxi Skuterów bez Was by się nie udało. Ja osobiście chce podziękować Ojcu Dyrektorowi – Mariuszowi że ciągle mu się chce skrzyknąć całą ferajnę po to, żeby wszyscy raz w roku mogli się pobawić w tak zacnym towarzystwie. Oczywiście nie można zapomnieć o sponsorach, dzięki którym można było zdobyć cenne nagrody.

 

Lista fundatorów nagród:

– Amervox

– Suzuki Motor Poland

– Mullak Connectors SC

– Kymco

– Uhma Bike

– Gmina Trzebnica

– Oculus Sp.z.o.o

– Podróże

 

Podziękowania także dla Brum Serwis… naszego serwisu mobilnego na zlocie.

 

Do zobaczenia za rok na X, jubileuszowym już zlocie *Burgmania 2014*.

 

Tekst: Artix

Foto: MariuszBurgi, Patryk, Artix, Lucjan73, Abach oraz Sky-View

Video z parady: Bulba

Strona zlotowa

Więcej materiałów z imprezy, w tym wątku