Rajd M@rkiza – odcinek 9

Edytor:M@rkiz

Finał – podsumowanie
czyli rajd od kuchni…

Przed pierwszym etapem miałem tremę czy wyrobimy się z tempem jazdy na czas na moje wcześniejsze rezerwacje. Dzień pierwszy na początku pod tym kątem wyszedł dobrze, tylko później trochę się zaczęło sypać z różnych powodów i okoliczności, które pojawiły się następnego dnia. Powoli uczestnicy rajdu zaczęli się docierać w momencie kiedy postanowiłem być na 100% „żelaznym” (potem to już nie było potrzebne).

Od początku czwartego dnia zaczęliśmy łapać dobre równe tempo, czego dowodem niech będzie fakt, że odcinek Janów Podlaski (po zwiedzeniu stadniny) do Sokółki wynoszący 242 km zrobiliśmy w … 3 godz. a trasa prowadziła bocznymi drogami w tym wąską kilkukilometrową wyasfaltowaną przecinką o szerokości 2m przez las… Potem nie mieliśmy już problemu z czasem jazdy oprócz ostatniego dnia rajdu gdzie sporo czasu straciliśmy z powodu kocich łbów w przejeżdżanych wioskach oraz na oczekiwaniu przypłynięcia promu z drugiej strony rzeki. Już w dzień zbiórki w Jedlinie Zdroju zdałem sobie sprawę, że popełniłem błąd przy pakowaniu. Do tej pory jeździłem na zloty 2 – 3 dniowe i się pakowałem koszulki w jeden worek, skarpetki w drugi i tak dalej. W Jedlinie jak rozpakowywałem się na jedną noc, stwierdziłem, że to bez sensu wyciągać wszystkie torby, że należało spakować się „dniami” a nie rodzajem ubrań.

Jazda wg GPS – już dużo wcześniej przed startem, zadeklarował się z chęcią uczestnictwa i pomocy w rajdzie Marek z Krakowa zwany Pilotem. Tak więc już w trakcie przygotowań, rezerwacji wysyłałem wszystkie dane co do miejsc i głównego przebiegu trasy a Marek wprowadzał to do GPS-a . Z racji tego, że trochę się bujał już wcześniej po kraju w przebiegu trasy zostały uwzględnione jego propozycje co do przesunięcia trasy jak najbliżej granic. Tak więc Marek wyposażony w elektroniczną mapę był przewodnikiem uczestników rajdu i cały czas jechał na czele. Ewentualne korekty nanosiliśmy każdego wieczora, czasem już na drodze… Oprócz kilku małych wpadek wyszło mu to jak na pierwszy raz dobrze. Jego jazda z przodu z powodu właściwości jego Burgmana sprawiła kilka razy niespodziankę dla jadących za nim… Marek zwalniał korzystając z przełącznika biegów na kierownicy, w związku z tym jadący za nim nie widzieli świateł stopu i zdarzyło się parę razy pojechać prosto gdy tymczasem Marek skręcił w boczną drogę… Pilota nazywaliśmy czasami również Inspektorem Gadżetem z powodu jego wyposażenie które zabrał na rajd – laptop, kamera, aparat fotograficzny ze statywem, kask z możliwością odbioru telefonów, słuchania mp3 plus stosy kabli, ładowarek i innych cudów. W pierwszych dniach korzystając z przewagi mocy swojego skutera nad resztą wyrywał do przodu, wyciągał szybko niczym rewolwerowiec kamerę i nas filmował. Do nakręcania nas również wykorzystywał wykonaną podstawkę na skuterze, tak więc mamy świetne filmy z jazdy…

Pisanie relacji…. Późnym wieczorem Pilot ściągał zdjęcia z aparatów innych uczestników rajdu ja w tym momencie zajmowałem się rozliczaniem dnia pod względem kosztów, gdyż całość płatności za wszystkich regulowałem ja z zaliczek otrzymanych od rajdowców. Potem Pilot udostępniał mi laptopa a ja pisałem. W międzyczasie ładował baterie i akumulatory posiadanych urządzeń a nie zawsze w pokoju była potrzebna ilość gniazdek. Po napisaniu relacji dobieraliśmy fotki do niej i do zdecydowanej większości z nich to Pilot opisywał odpowiednim komentarzem. To wszystko zajmowało nam sporo czasu i z tego powodu nigdy nie udało się nam położyć spać przed północą.

Zmęczenie… wiem, że w trudno będzie to uwierzyć ale po całodziennej jeździe nie bolały nas (czwórki, która objechała Polskę) ani 4 litery ani kręgosłup. Na początku miałem duże obawy czy wytrzyma to Łukasz na bandycie ale wieczorem bolał go tylko trochę kark. Z powodu pozycji na biegowcu wszelkie nierówności drogi najbardziej odczuwał w tym właśnie miejscu. Trochę zaraz po ukończeniu jazdy bolały nadgarstki i dłonie od ściskania kierownicy na nierównościach ale i to przechodziło po pół godzinie. Najbardziej mnie i Pilotowi brakowało snu. Z powodu siedzenia do pierwszej nocy nad pisaniem relacji, dobieraniem fotek i na bieżąco wysłaniem do adminów ciężko stawało się nam o 6 rano…

Rezerwacje atrakcji dnia i obiadów. Po porannym uzgodnieniu z Pilotem ile nam zajmie dojazd do miejsca zarezerwowanych obiadów, dzwoniłem wskazując godzinę i liczbę osób, która dojedzie na obiad. Rezerwacje zwiedzania z przewodnikiem na konkretne godziny zrobione były już 2 miesiące wcześniej przeze mnie i jak się okazało spokojnie wyrabialiśmy z dojazdem na czas. Również kwestie noclegów co do faktycznej liczby osób, które dojadą załatwiałem telefonicznie przeważnie z rana. Rezerwacje miałem już załatwione dawno tylko musiałem podać ile nas faktycznie dojedzie. W tych wszystkich miejscach, gdzie spaliśmy, jedliśmy i zwiedzaliśmy wiedzieli (bo uprzedzałem o tym w momencie robienia wstępnych rezerwacji), że to jest rajd i liczy się dla nas czas, dlatego to obiad na nas czekał a nie odwrotnie i podobnie było z kolacjami i śniadaniami.

Koszty. Przed rajdem robiłem wyliczenia szacunkowe… i się nie przeliczyłem. Dla przykładu moje wszystkie wydatki w trakcie rajdu, łącznie z paliwem wyniosły 1.110 zł. (8 noclegów i całodzienne wyżywienie, zwiedzanie i inne drobiazgi).

Paliwo. Najtaniej za 95-tkę płaciliśmy w Zgorzelcu po 4,13 zł najdrożej w Zakopanem po 4,43 zł. Burgman 650 Pilota spalił średnio na całej trasie rajdu 4,47 na sto, moje Kymco 3,47 a Suzuki Bandit Łukasza 4,9. Badałem również wskazania licznika przebiegu kilometrów w stosunku do przebiegu obliczonego przez GPS. Licznik bandyty i Yamahy Rafałka zawyżał przebieg o ok. 5 km na każde 100 a mój zaniżał o ok. 3 km, B 650 K7 zawyżał o ok. 1 km.
I tak dzień pierwszy rajdu wg GPS – 398 km, mój Grand Dink pokazał 386, Wąskiego – 390 km, B 650 K7 Pilota – 401 km, Yamaha Dylusa – 423 km, Suzuki Bandit – 423 km.

Tak to wyglądało… Dziękuję wszystkim, którzy za nas trzymali kciuki i czynnie na wspierali dołączając do nas na trasie. Mówią, że dobrymi chęciami piekło brukowane, ale często i nasze drogi. Rajd się skończył i czas wracać do rzeczywistości. Co za rok? Myślałem o objechaniu Bałtyku….

Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić, i przychodzi taki jeden, który nie wie, że się nie da, i on to właśnie robi.” Albert Einstein

Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Meta – dzięki Łukasz Meta – dzięki Marek
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Meta – dzięki Rafał To już koniec