Praga-Grossglocknerstrasse 2012

Edytor:Piotr Król

Pomysł o wyjeździe na Grossglocknerstrasse narodził się  w tamtym roku. I wcale nie wymyśliłem go sam. Kilka miesięcy po powrocie z wyprawy Litwa, Łotwa, Estonia , zadzwoniłem do Orzecha z pytaniem czy planuje jakiś wypad na majowy weekend w 2012r. Sebastian jasno określił że miał w planach organizację wyjazdu w tamtym kierunku, lecz okoliczności związane z narodzinami dziecka przekreślają jego możliwości organizacyjne  i samego wyjazdu. Jednak podczas tej rozmowy podrzucił pomysł abym sam się tym zajął. Zakiełkowało.

Po ustaleniu wstępnej trasy oraz zarysu całej wyprawy 18-go stycznia 2012r postanowiłem podzielić się tym pomysłem z resztą  Burgmaniaków.
Jeszcze tego samego dnia dołączyli się do wyprawy Paździoch, Krzys-68 i Marcin 62. A po kilku dniach Gumiś Ptasio i Daszek. Ten skład utrzymywał się przez większość czasu ale nie spodziewanie okazało się że dołączą do wyprawy jeszcze Xmarcinx oraz Mirek z Hajnówki.
Plan wypadu majowego był już ułożony a wyglądał tak:
01.05.12 startujemy z Łodzi w godzinach rannych. Późnym popołudniem jestem w Czeskiej Pradze,tam nocleg i po śniadaniu 02.05.12 zwiedzanie Pragi. 03.05.12 po śniadanku start w kierunku miejscowości Piesendorf. Tutaj nocleg i 04.05.12 Grossglocknerstrasse, cały dzień na przejazd tą trasą oraz rozkoszowanie się widokami uważam za wystarczające. Więc bez pośpiechu 05.05.12 zawijamy w kierunku domu.
Pozostała sprawa noclegów. Ponieważ podjąłem się organizacji wyjazdu zacząłem poszukiwania noclegów. I tutaj pojawiły się pierwsze schody. Nagle uświadomiłem sobie że wjazd na  Grossglocknerstrasse w tym terminie może być niemożliwy. Dlatego powstał plan B. BALATON.
Wymyśliłem że w momencie braku możliwości wjazdu na Grossglocknerstrasse prosto z Pragi polecimy nad Balaton albo do oddalonego o 100km Budapesztu. Pomysł był O.K tylko jak to rozegrać logistycznie przy rezerwacji hotelów. Trudno rezerwuje się noclegi  jak nie wiesz dokąd jedziesz. Powstał dylemat który postanowiłem rozwiązać już na samym wyjeździe czyli w Pradze. Dokonałem trzech rezerwacji w Pradze, w Piesendorf (Austria) oraz w Budapeszcie. Wstępnie o docelowym kierunku wyprawy zadecydowaliśmy wieczorkiem w pubie hostelowym 01.05.2012 większością głosów zapadła decyzja o wjeździe na Grossglocknerstrasse. Mimo wszystko to jeszcze rankiem dnia następnego po zajrzeniu w prognozy pogody decyzja miała być ostateczna. Ta decyzja była mi bardzo potrzebna do odwołania zarezerwowanych wcześniej hoteli. Rankiem 02.05.2012 decyzji nie zmieniliśmy. Jedziemy na Grossglocnerstasse. Ale od początku.
Rankiem pierwszego maja 2012r o godz. dziewiątej wszyscy spotkaliśmy się na stacji Orlenu w Pabianicach.Dodany obrazek[ Stąd mieliśmy ruszyć na naszą majówkę. W tej wycieczce uczestniczył Paździoch Malaguti Spidermax 500, Mirek z Hajnówki z żoną Burgman 650, Krzyś-68 Bandit 1250, Marcin-62 Burgman 650, Xmarcinx Burgman 650, Daszek z żoną Burgman 650 i Ja Burgman 650. Niespodziewanie Kulawy  Dodany obrazekna swojej Majesty 400 postanowił nas odprowadzić do Czeskiej Pragi, oraz inny Burgmaniak, Krzysiu przejechał się z nami kilkanaście kilosków. Już na stacji w Pabianicach postanowiliśmy pojechać w jednej grupie. Trzymaliśmy się w tej grupie dosyć długo jadąc bardzo spokojnie rozkoszując się wspaniałą pogodą, pięknymi wiosennymi widokami. Jazda w grupie nie jest łatwa, trzeba być mocno skupionym na, poprzedzającym partnerze, pilnować prędkości oraz szyku grupy. Taka jazda szybko męczy ale na szczęście zbliżał się czas tankowania. Zjechaliśmy z trasy na tankowanie, oraz żeby trochę odpocząć. Dodany obrazek Za nami 180km. Jako prowadzący grupę czekałem aż wszyscy się odliczą na stacji. Grupa trochę się podzieliła, podczas wyprzedzania na drodze, innych pojazdów. Jako ostatni przjechał Mirek z Hajnówki i Xmarcinx. Powodem była awaria układu paliwowego u Mirka. Myślę sobie trochę słaby początek wycieczki. Pewnie dalsza droga odbędzie się bez Mirka. Jak bardzo się myliłem. Mirek po kilkunastu minutach problem trzymał w ręku, Dodany obrazek już go naprawiając, zapchany filtr paliwa umieszczony w pompie paliwowej był powodem całego zamieszania. Przypomnę że pompa paliwa w B650 jest umieszczona w zbiorniku paliwa. Było trochę groźnie otwarty zbiornik paliwa, blisko akumulator, wszędzie porozlewana benzyna, zawartość bagażnika Mirka Dodany obrazek i tekst „ trzymaj te kabelki tylko żeby nie iskrzyły” W tym momencie Kulawy zaczął szukać gaśnicy, a ja z Mirkiem po przeczyszczeniu filtra i złożenia pompy sprawdzaliśmy jej działanie. Wszystko ok. jedziemy dalej. Szybka decyzja aby puścić Daszka,Kulawegoi Xmarcinax przodem i spotkanie się tuż przed wjazdem na teren Czech.
Teraz sprawy potoczyły się trochę szybciej i po dwóch godzinkach spotykamy się na stacji BP dwieście kilometrów dalej. Tutaj dołączył do nas Gumiś i Ptasio którzy dojechali z Dębicy. Spotkanie wszystkich uczestników nastąpiło o przewidywanej godz. 15.00. Tutaj dłuższy bo blisko godzinny postój z obiadem Dodany obrazek i start w Kierunku Pragi. Jazda po Czeskich drogach to duża przyjemność, Dlatego po wjeździe na autostradę niektórych poniosło leciuchno a na  umówionym wcześniej postoju  nie mogli wyjść ze zdziwienia jak to Pażdziochowy Malagut wykręcił 170km/h. Dodany obrazek Sam wjazd do Pragi odbył się bez większych przeszkód już wtedy pojawiał się zarys pięknego miasta, zapowiadając fajne chwilę przy zwiedzaniu stolicy Czech.
Hostel inPlus odnaleziony.Dodany obrazek  Zakwaterowanie odbyło się błyskawicznie. Problem pojawił się gdy przyszło nam zaparkować motory. Parkingi w okolicy były cholernie drogie, dlatego postanowiliśmy zaparkować pod mostem naprzeciwko okien naszego pokoju.Dodany obrazek  Po skrajnych brzegach kawalkady postawiliśmy motory które miały zabezpieczenia, te w środku były poustawiane tak blisko że nie można było się dostać do stacyjki.
Wieczór tego dnia upłynął na wspólnych rozmowach o przebytej trasie, o technice jazdy jaka nam towarzyszyła podczas tych 500km  Dodany obrazek i najważniejsze została wstępnie podjęta decyzja o kierunku naszej wycieczki. GROSSGLOCNERSTARSSE
Drugi dzień maja przywitał nas pięknym błękitnym niebem i cudownie grzejącym słoneczkiem. Dzisiaj zwiedzanie Czeskiej Pragi. Ale najpierw pożegnanie Kulawego który dzisiaj wraca do Polski. Wcześniej trochę poczytałem o możliwości zwiedzenia Pragi w jeden dzień więc zarys takiego spaceru miałem w głowie. A tutaj kolejne miłe zaskoczenie Xmarcinx mówi mi że w Pradze do piątej klasy szkoły podstawowej  tu mieszkał i wszystko to co nas otacza jest mu dobrze znane. Że trochę się pozmieniało, że budynki inne ale topografia jest mu dobrze znana. Hura mamy przewodnika. Zaraz po śniadaniu około 10.00 startujemy z Marcinem na czele, na podbój stolicy Czech.Dodany obrazek  Teraz już wiem dlaczego ludzie zachwycają się tym miastem. Jest to miejsce które składa się z pięciu dzielnic Starego Miasta, Nowego Miasta, Josefova, Małej Strany i Hradczan. Oprócz Josefova udało nam się zobaczyć wszystkie inne dzielnice.  Oczywiście byliśmy na Placu Wacława,Dodany obrazek   przechodziliśmy przez Stare miasto,Dodany obrazek   przeszliśmy przez most Karola,Dodany obrazek  niektórzy nawet kilka razy. Dostrzega się tutaj niesamowite połączenie starej i nowej architektury która żyje ze sobą w symbiozie.  Nastała pora obiadowa dlatego niektórzy zdecydowali się pozostać w małej knajpce na obiadkuDodany obrazek  a inni przepłynąć  statkiem po Wełtawie. Dodany obrazek  Restauracja była fajnie położona w cieniu drzew, jak bardzo potrzebnym w tym dniu, jedzonko smaczne, piwko zimne, lecz niestety chciano tam nas oszukać. Dopisując do rachunku rzeczy które nie zamawialiśmy. Czujne oko motonity  nie jest łatwe do oszukania. Sprawa została wyjaśniona bez kolizyjnie. Następnie Hradczany,  położone nie co wyżej, tak jakby nad miastem, przypominały mi widoki z Dubrownika. Stare zabudowania pokryte czerwoną dachówką i majestatyczna  Katedra Praska oraz gigantyczny kompleks zamkowy. Naprawdę robi wrażenie. Warto wspiąć się i to zobaczyć.  Czas wracać do hotelu decyzję ułatwiła nam pogoda która w jednym momencie zmieniła się diametralnie. Ulewny deszcz i wichura zagoniły nas do bardzo ciekawej knajpki, gdzie Marcin-62 próbował nauczyć, jakiegoś takiego, raczej dziwnego tańca, bardzo dziką kelnerkę. Powiesiliśmy w tej knajpce PaździochaDodany obrazek  wypiliśmy po Czarnym Koźle i powrót już przy ładnej pogodzie. Nie świadomie wracając do hostelu  weszliśmy na teren senatu z pięknymi ogrodami i zwierzętami które poruszały się tutaj bez ograniczeń.Dodany obrazek Zrobiła się godz.19.00 zanim wróciliśmy do pokoi. Zmęczeni spragnieni szybko zakończyliśmy ten dzień. Dzień który na pewno długo pozostanie w naszej pamięci.      
Trzeci dzień maja a zarazem trzeci dzień naszej wyprawy. Obudziliśmy się z Xmarcinem wcześnie rano spojrzenie w okno i be, deszcz leje jak z cebra, ale gdzie niegdzie prześwituje słońce spojrzeliśmy na siebie i na drugi bok śpimy dalej.  Po dwóch może trzech godzinkach na dworze parno ale nie pada, jest dobrze. Godzina 10.30 wszyscy przy motorach zapakowani, jeszcze tylko ustawienie GPS i w drogę kierunek Piesendorf Austria. Ponieważ do Pragi niektórzy z nas wjechali na oparach, zaraz po wyjechaniu z centrum pierwsze tankowanie w tym dniu. Tutaj nieszczęśliwym ruchem ręki Daszek urywa pokrywkę schowka. Widać było że mina zmienia się naszemu koledze z sekundy na sekundę.  No cóż tak się zdarza czasami że spotykają nas niespodziewane sytuacje. Daszek szybko to zrozumiał schował złamaną pokrywkę i jedziemy dalej. Z racji temperamentu stworzyły się dwie grupy, Ja, Daszek i Xmarcinx Dodany obrazek oraz młode wilki, czyli reszta grupy. Przejazdu przez Austrię opisywać chyba nie muszę. Autostrada niemal do końca naszej dzisiejszej podróży.Nudny przejazd urozmaicały piękne widoki pasm gór Alpejskich, na przemian z zakwitającymi zbożami i soczyście zieloną trawą. W czasie jazdy miałem kontakt z młodymi wilkami którzy wypracowali aż 60km różnicy. Spotkaliśmy się w umówionym miejscu jakieś 10km przed hotelem. Tutaj zrobiliśmy zakupy które były nam potrzebne aby spokojnie spędzić wieczór przy rozmowach i planach na dzień następny.
Czwarty dzień. GROSSGLOCNERSTRASSE Dodany obrazek
Już na śniadaniu dało się zauważyć lekkie podniecenie i radość z pogody która nam przypasowała jak na zamówienie. Zdaje się że w temacie na forum to Paździoch miał się zająć pogodą. W końcu zrobił coś dobrze.
11.00 startujemy z pod naszego małego ale schludnego hoteliku w kierunku miejscowości Bruck. To właśnie tutaj zaczyna się ta najpiękniejsza europejska Transalpina.Dodany obrazek Przejazd pod kasy zajmuje nam trochę czasu, ale tylko dlatego że już tutaj ogromne otaczające góry robią na nas duże wrażenie. Przy kasie płacimy 22euro i zostaliśmy poinformowani że gdzie nie gdzie leży jeszcze śnieg, może być ślisko,i szczególnie zwrócono nam uwagę na dwa tunele w których może być lud. Pierwsze podjazdy, prawy łuk ,lewy łuk, krótka prosta i znowu to samo, szybko zatrzymujemy się raz w jednym raz w drugim miejscu.Dodany obrazek  Fotografujemy wszystko co się tylko da. Każdy z nas chcę te widoki przywieźć ze sobą do kraju i rozkoszować się nimi jeszcze przez długi czas. Im wyżej tym chłodniej coraz większe hałdy śniegu zaczynają nas otaczać z oby dwóch stron drogi,Dodany obrazek  jednak słońce które świeci nad nami, piękne  błękitne niebo, oraz droga która wije się jak potężny Boa, powodują że nie myślimy o tych cztero, pięcio metrowych ścianach śniegu. Kolejny postój przy małej restauracji i sklepie z pamiątkami.Dodany obrazek  Musimy coś kupić dla naszych pociech tych mniejszych i tych większych. Dalej droga prowadzi na lodowiec   Kaiser-Franz-Josefs  I tutaj docieramy z bananem na buziaku.Dodany obrazek Przecież to jest miejsce gdzie przez ostatnie miesiące zaglądaliśmy codziennie przez kamerki online. Teraz sami ustawiamy się przed taką kamerką i już po chwili zostaliśmy wciągnięci do archiwum fotograficznego, tej placówki. Jeżeli ktoś ma ochotę na to spojrzeć podaje dane.
http://www.grossgloc…        webcams i tam po kliknięciu na główne zdjęcie ukazuje się archiwe  można nas odnaleźć 04.05.2012 o godzinie 13.20. Wszystko dobre co się dobrze kończy, czas na odwrót. Mirek z Hajnówki oraz Marcin-62 i Xmarcin postanowili pojechać troszkę szybciej. Troszkę ma u różnych osób inne znaczenie. Jechali koncertowo raz na jednym raz na drugim boku pochylali się do granic możliwości swoich maszyn. Jadąc za nimi widziałem z góry co potrafią zrobić ze swoimi motorami.Dodany obrazek  Ja jestem za słaby psychicznie aby znieść takie przechyły. Na dole dojeżdżając do naszych trzech Muszkieterów zauważyłem że z wielką ciekawością oglądają swoje skutery od tyłu. Po zatrzymaniu się dowiedziałem się  że spoglądają na swoje opony. Dodany obrazek
Opony były pozamykane, wiecie o czym mówię ?
Xmarcinx oponka zamknięta, Marcin-62 oponka zamknięta oraz zatemperowane podnóżki, Mirek z Hajnówki zamknął oponkę tyle tylko, że Mirek był z żoną na pokładzie. Dla mnie pierwsza liga.
Po całodziennych wojażach odwiedziny w sklepie i długie rozmowy na temat dnia spędzonego wśród śniegu, zielonych traw, żółtych kwiatów krętych malowniczych dróg oraz jednego świstaka którego dostrzegłem na którymś winklu. Naprawdę super dzień.
Dzień piąty. Dzień powrotu do domu w różnych grupach, startujących o różnych godzinach, ale w tym samym kierunku. POLSKA.
Grupa w której jechałem wystartowała około godz. 6.00 rano rozpoczynając długi powrót do domu ca. 1000km.  Już po kilkudziesięciu kilometrach raz, dwa, trzy, Ja, Daszek i  Gumiś otrzymaliśmy strzał w plecy z foto radaru,  Xmarcinx jadący na końcu grupy zauważył błysk i zdążył wyhamować. Na autostradzie pęd do domu spowodował iż zgubiliśmy Daszka. Jadąc kolejne kilometry w trójkę Odkręciliśmy trochę mocniej co spowodowało u Gumisia znaczny pobór paliwa. Na szczęście Gumiś miał pod siodłem dwa literki benzy. Wtedy właśnie Xmarcinx zauważył duże problemy w utrzymaniu trakcji skutera, jak patrzyłem na niego od przodu wyglądało to jakby wpadł w shimę. Oględziny pozwoliły nam stwierdzić balon na tylnej gumie. Kilka telefonów i decyzja o jeździe do najbliższego miasteczka. Tam udało nam się znaleźć serwis oponiarski i przemiłą młodą dziewczynę która jak się później okazało bardzo chciała nam pomóc, wydzwaniając do wszystkich pobliskich serwisów i hurtowni w poszukiwaniu tylnej opony do B650. Poprosiłem tą miłą osobę aby wprowadziła do navi. adres najbliższego serwisu SUZUKI i pojechałem do niego. Ogromny serwis z jeszcze większym sklepem, jak podałem rozmiar opony pan od razu skojarzył mnie z serwisem oponiarskim który już wydzwaniał do nich z takim samym zapytaniem. Odpowiedź brzmiała nejn. Próbowałem jeszcze negocjować zdjęcie opony z wystawionego w salonie B650 ale mina na twarzy pana sprzedawcy która się pojawiła była dla mnie bardzo zrozumiała. W drodze powrotnej zauważyłem ogromne napisy, reklamujące firmy oponiarskie, pomyślałem że to może być hurtownia. I już po chwili stoję przed ladą z zapytaniem o rozmiar opony, niestety młoda dziewczyna dzwoniła i tu. Wracam. Po dojechaniu do serwisu Profi gdzie czekali na mnie Marcin i Gumiś Pojawia się pan z asistance który w żaden sposób nie może nam pomóc. Przypomnę że jest sobota godz. 12.00. Jeżeli jest jakaś możliwość pomocy to tylko w poniedziałek.
Na parkingu gdzie Gumiś dolewał paliwa a Xmarcinx stwierdził awarie skontaktowaliśmy się z Kulawym z prośbą o znalezienie w Internecie jakiegoś serwisu Suzuki. Niestety nie udało się mu, ale wpadł na genialny pomysł aby wystawić info o awarii na forum.
Nagle telefon. Zgłasza się nasza koleżanka Joasia. Z informacją. Opona jest w moim posiadaniu za kilka godzin będę u was w Austrii. Uff sprawa rozwiązana na tyle że Marcin nie musi zamawiać opony w Austrii. Po upewnieniu się że Marcin jest bezpieczny i nic mu nie brakuję ,razem z Gumisiem odjeżdżamy w kierunku domu. W tym samym czasie do domu wracają inni uczestnicy tej majówki. Dalsza historia Xmarcina  jest wam dobrze znana z forum. Krótko mówiąc BRAWO DLA JOASI nie za odwagę, tylko za serdeczną bezinteresowną pomoc koleżeńską. Do domu dotarłem o godz. 21.00 i zaraz potem inni zaczeli się odliczać. Na drugi dzień tj. w niedziele reszta grupy dotarła do swoich domów, czekaliśmy tylko na Marcina który miał wrócić w poniedziałek. Tak też się stało. Xmarcin dojechał, oficjalnie uznałem wyjazd za zakończony.
Podsumowanie:
Przejechane 2220km średnie spalanie na komputerku 5.5l,
Bardzo dziękuję wszystkim osobą biorącym udział w tej wyprawie za pomoc i dobre rady, za to że wszyscy okazaliśmy sobie wzajemne zrozumienie. Za bezpieczną jazdę i długie rozmowy przy wieczornych kolacjach.

Piotr Król