Litwa, Łotwa, Estonia 2011

Edytor:Orzech

Pomysł wyjazdu kołatał mi się już od jakiegoś czasu ale dopiero Grzesiek zmobilizował mnie do działania.

– Orzech, ruszmy się gdzieś dalej!
– Litwa, Łotwa, Estonia???
– Jedziemy

Pięć minut później pomysł pojawił się na forum i ruszyły zapisy na ciekawie zapowiadający się wypadzik. Po jakimś czasie lista urosła nam do 26 osób co przyznam szczerze troszkę mnie przeraziło logistycznie. No cóż, jak to zwykle życie pisze nam różne scenariusze i finalnie pojechaliśmy na 14 maszyn: YP400 2x, B400, GP800, B650 4x, AA500, Xciting, T-Max, Spidermax, Bandit i breloczek od Kymco – Downtown. Plan zakładał podzielenie wyjazdu na 2 etapy, dojazd do Tallina z weekendowym odpoczynkiem i powrót przez Wilno do Polski. Punkt zborny ustaliliśmy w Kuklach, później podzieleni na 2 grupy mieliśmy ruszyć w trasę.

– No to co? Jadziem?
– Jadziem!!!
Zapraszam na relację.

Środa 27.04

Ten dzień miał być tylko skromną przejażdżką na miejsce spotkania w Kuklach, nic ciekawego, 280 km nudnej drogi pod Litewską granicę. Niestety przyoszczędziłem na tylnej oponie i zemściło się to na całej grupie. Już po 180 km moja opona dostała mega bombla co wykluczyło mnie z dalszej jazdy. Stoimy „w polu”, 19:05 czyli wszystko zamknięte, jednym słowem totalna klapa. Kilka nerwowych telefonów do Wawy nie przynosi rezultatów, na miejscu na 100% nie znajdziemy kapcia do Ypki więc cała nadzieja w Burgmanii. Nie pomyliłem się, pół godziny później dostałem info. od Mariusza: „- Orzech, jest opona, Kubus właśnie wszystko załatwia i powinien być u ciebie w nocy.” Uff, kamień z serca, załatwiłem sobie garaż na Majkę w………….w wulkanizacji, hotel dla mnie i Fistaszka i można się zrelaksować. Reszta grupy ruszyła do Kukli, niestety po 20 km pech dopadł również i ich a dokładniej Skoda Superb, brak immunitetu uszczuplił budżet wyjazdu o 900 Pln i 24 punkty.. No cóż, jest wojna, są straty i nic już tego nie zmieni. Dalsza podróż przebiegła bez problemów i przed 22 wszyscy byli już w komplecie, ja natomiast czekałem jak dziecko w Boże Narodzenie na kawał gumy od Kubusia. O 1:20 w nocy wpada Kubus z upragnioną oponą i przyklejonym uśmiechem na twarzy. Jesteśmy uratowani, Assistance Burgmania S.A. działa jak dobrze naoliwiona maszyna. Po odprawieniu Kubusia w drogę powrotną idziemy spać, oby jutro wszystko poszło dobrze w wulkanizacji.

Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć

Czwartek 28.04

6:30 – pobudka, prysznic i biegiem do wulkanizacji. Wulkanizacja, faktycznie był to mały warsztacik z uśmiechniętym, brudnym Panem Mieciem nie rokującym na szybkie załatwienie naszego problemu, trzeba brać co dają, innego wyjścia nie było. „- Panie jakaś dziwna ta opona, a w którą stronę to się kręci, o Jezu i wahacz trzeba odkręcić, i zacisk, i filtry” – no rzesz ty, ubije gościa zanim jeszcze klucz wziął do łapy. Pół godziny później stara opona była już w śmietniku a ja cieszyłem się z poskładanego do kupy skutera. Roboczo nazwany Pan Mieciu okazał się fachowcem który po prostu lubi sobie pomarudzić przed robotą- taki lajf.
Pakowanie, mapa i szybka decyzja – damy radę dojechać do reszty przed śniadaniem. Pierwsze parę winkli dajemy dotrzeć się oponie i dalej już na pełnym gazie do Kukli.
9:20 – powitanie w Kuklach, jesteśmy wszyscy razem.
Ustalamy wyjazd na 10:00 w dwóch grupach:
Grupa Orzecha: Orzech, Fistaszek, Joasia70, Corleone, Xmarcinx, Alupin, Przemo, Grzegorz
Grupa Krzytra: Krzytro, Zdun, Paździoch, Gumis, Marcin62, Mirek, Krzys

Zatankowani, olej i ciśnienie sprawdzone – można jechać do Rygi, naszego pierwszego noclegu na obczyźnie. Wjeżdżamy na Litwę, sporo nasłuchałem się o pedantycznej dbałości policji litewskiej o przestrzeganie przepisów drogowych więc manetki trzymamy na wodzy. Drogi na Liwie miło nas zaskoczyły. Ruch jest bardzo mały a jeśli już uzbiera się kilka pojazdów, poruszają się bardzo płynnie. Maksymalne prędkości jakie osiągamy na litewskich drogach to 90 km/h nie licząc krótkiego kawałka autostrady za Kownem, nudy Panie ale da się przyzwyczaić. Pierwszy przystanek robimy sobie na kawkę w okolicach Kowna. Po kilku minutach dogania nas Grupa Krzytra i planujemy wspólne zaliczenie pierwszego punktu podróży czyli – Góra Krzyży.

„W miejscu tym postawiono w 1430 r. kapliczkę upamiętniającą przyjęcie przez Żmudzinów chrztu. Nad kapliczką górował wielki krzyż. Po upadku powstania listopadowego w 1831 r. zaczęto tam masowo przynosić i stawiać kolejne krzyże i od tego czasu przybywa ich stale. Stawiane są, bądź podwieszane na już stojących, różnej wielkości, od ogromnych kilkumetrowych aż po całkiem miniaturowe, w intencji nadziei, przyszłości, jako symbole zadumy, wiary bądź jako wota dziękczynne.” – wikipedia.pl

Powiem tak, zrobiło to na mnie wrażenie – góra to w rzeczywistości mała górka na której są tysiące różnej maści krzyży i krzyżyków. Są tam krzyże od klubów motocyklowych, kościołów, miast, wycieczek szkolnych i wielu, wielu innych grup oraz osób prywatnych. Po krótkiej kontemplacji i wspólnym zdjęciu ruszamy w grupach dalej do Rygi. Pozostało nam 130 km, piękne słońce, 20 stopni na plusie, drogi płaskie jak stół , idealne warunki do jazdy. Pół godziny później docieramy do granicy z Łotwą i ………………………. Dziury, dziury, dziury…

Myślałem, że w Polsce mamy złe drogi ale to co się dzieje na Łotwie przebiło wszystko. Droga wygląda jak ser szwajcarski a znaki niestety utwierdzają nas w tym, że dalsza podróż nie będzie przyjemna dla naszych skuterów i nas samych. Przed Rygą jest troszkę lepiej ale sama Ryga to korki i „kocie łby” po których jeździły pewnie jeszcze furmanki.

Uff, wreszcie hotel. Swoją droga troszkę obawiałem się naszych noclegów ponieważ wszystko było załatwiane przez Internet, bez polecenia i raczej w niskiej cenie ale okazało się że nie miałem się czym martwić. Za 15 Euro, można znaleźć dobry hotel ze śniadaniem, parking i Internet w cenie. Jedyny minus to to, że w tej cenie nie będziemy mieli hotelu w centrum ale i z tym można sobie jakoś poradzić. Kwaterunek i ruszamy w miasto, czas odpocząć od skuterów i wrzucić coś na ruszt. Długo nie trzeba było szukać i rozsiedliśmy się wygodnie w knajpie dla sportowców. Klimat był całkiem fajny, zimne piwko i menu przekonało nas ostatecznie, że chcemy tam zostać troszkę dłużej. Zamówienie złożone, czekamy na papu. Na golonkę mieliśmy czekać 30 minut, finalnie było to 2 godziny, było przy tym trochę śmiechu i frustracji ale niestety nie jestem w stanie oddać tego w relacji. Po kolacji część grupy udała się na zwiedzanie Rygi a część do hotelu. Teoretycznie nic ciekawego nie wydarzyło się tego wieczoru ale dzięki Mirkowi dowiedzieliśmy się, że alkohol nie jest sprzedawany po godzinie 22 oraz, że zapomnieliśmy przestawić zegarki o godzinę do przodu.

Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć

Piątek 29.04

Tego dnia mieliśmy dotrzeć do Tallina – trasa to około 300 km więc nie ma pośpiechu. Niestety nie wszyscy mieliśmy czas jechać dalej i musieliśmy się pożegnać z Xmarcinem. Skutery zapakowane, no to wiooooo – no nie koniecznie, breloczek się zacietrzewił i nie gada. Chwila zastanowienia i bierzemy się do roboty. Assistance powiadomione ale mamy nadzieję uporać się z problemem we własnym zakresie. Czyszczenie świecy, sprawdzenie iskry, niby wszystko ok. ale silnik nie chce zaskoczyć. Okazało się, że Kymcolot jest bardzo czuły na spadek napięcia. Prowizoryczne przewody rozruchowe z obciętego kabla komputerowego, dawca prądu, pstryk i chodzi.
Wyjeżdżamy z Rygi, trochę korków, znów kocie łby i uwolniliśmy się…… Ruszamy na północ drogą Via Baltica do Tallina. Już po kilku kilometrach czujemy, że jesteśmy bliżej północnych rubieży Europy, niby ciepło ale trzeba przerzucić się na zimowe wdzianka. Krótki postój na przysłowiowe siku i fajka, kalefiksy i można dalej jechać . Do Parnawy jedziemy wzdłuż brzegu Zatoki Ryskiej, droga jest w miarę równa co cieszy nas niezmiernie. Po drodze wjeżdżamy na teren Estonii, drogi płaskie jak stół, ruch troszkę większy ale nadal w porównaniu z Polską pusto.
W Parnawie czas na popas, zdjęcie nad morzem i dalej w drogę.
Co tu będę dużo pisał, w Tallinie czekał na nas hotel z sauną oraz perspektywa wolnego weekendu. Droga nabrała dla nas innego wymiaru, im szybciej i sprawniej pokonamy odcinek do Tallina tym szybciej będziemy mogli poddać się relaksowi i zabawie. Tylko jak tu podgonić przy ograniczeniu do 90 km/h. Dłużyło się strasznie ale wreszcie dojechaliśmy, ponowne zakwaterowanie i możemy cieszyć się wolnością. Nic nas nie goni, nie mamy terminów ani planów do wykonania. Popas na całego. Co było dalej wiedzą Ci którzy śledzili forum tego dnia, oj działo się. Finał był taki, że następnego dnia tylko 5 śmiałków było wstanie ruszyć w okolice Tallina na skuterach, reszta zwiedzała za pomocą Tallin TAXI.

Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć

Sobota 30.04

Zwiedzać Tallin ruszyliśmy zaraz po śniadaniu czyli o 13:00. Nie mieliśmy jakiegoś konkretnego planu, chcieliśmy zwiedzić starówkę i port. Po przedostaniu się do centrum obowiązkowe uzupełnienie płynów i można ruszać w miasto. Tallin to całkiem urokliwa metropolia, starówka jest zadbana i raczej czysta. Sporo knajpek z ogródkami zaprasza nas na sposób skandynawski czyli znicze zapalone w drzwiach, i jak się tutaj nie oprzeć. Podczas 5 godzinnego zwiedzania aż 3 razy zaliczaliśmy Tallińskie knajpki – no cóż, w końcu mamy wolne. Starówka zaliczona – kierujemy się do portu, portu z którego 1,5 godziny dzieli nas od Finlandii. Nie wiem kto tym razem ale zawsze musi znaleźć się jakiś mądrala z głową pełną pomysłów, tak było również i teraz.
– Chłopaki, a może tak zmienić plany i wrócić promem przez Helsinki do Gdyni.
Pomysł zacny tylko niestety nie mieliśmy wystarczająco dużo czasu na realizację. Najbliższy prom do Polski odpływał z Helsinek dopiero we wtorek – cóż, innym razem. Pożegnalne zdjęcie na rynku i wracamy do hotelu, jutro czeka nas daleka droga do Daugavpils.

Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć

Niedziela 01.05

Niedzielny poranek przywitał nas chłodno i wietrznie. Termometry w zależności od marki skutera wskazywały pomiędzy 2 a 6 stopni, więc nie zapowiadała się komfortowa podróż.
Po 180 km pierwszy przystanek w Tartu. Na szczęście McDonald jest chyba wszędzie więc mamy się gdzie ogrzać i odpocząć. Krótki spacer po mieście i ruszamy w stronę dziurawej Łotwy. Cały czas mieliśmy w pamięci dziury w łotewskich drogach jednak to co zobaczyliśmy teraz przerosło nasze poprzednie doświadczenie. Na wschodzie Łotwy po prostu nie ma dróg, znaczy się, są ale tylko na mapie o czym mieliśmy przekonać się czterokrotnie. Większość dróg jakie wskazywała nam nawigacja po kilku kilometrach kończyła się szutrem a ponieważ nasze skutery nie nadają się na szutry musieliśmy wybrać główne szlaki komunikacyjne co wydłużyło naszą podróż o jakieś 100 km.
Gorzej miała grupa Krzytra, nie dość że drogi mizerne to na dodatek pogubili się całkowicie i wylądowali na granicy EST-RUS, ech, cały nasz Krzytro. Umęczeni całym dniem jazdy w raczej słabych warunkach drogowych dotarliśmy do urokliwego hoteliku z różnokolorowymi szlafroczkami, co było później pozostawię waszej wyobraźni.

Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć

Poniedziałek 02.05Poniedziałek dla większości z nas miał być dniem ostatnim. Plan był ambitny: dojechać do Wilna, zrobić szybki rekonesans miasta z obowiązkowym zaliczeniem Ostrej Bramy i droga powrotna do domów. Dzień przywitał nas pięknym słoneczkiem co nastawiło nas pozytywnie do dalszej jazdy. Dodatkowym plusem była bliskość litewskiej granicy co rokowało na poprawę komfortu podróży. Wilno – piękne miasto z dużą ilością zabytków, turyści to głównie Polacy oblegający najbardziej znane miejsca w stolicy Litwy więc czuliśmy się prawie jak w domu.Ponieważ czasu nie mieliśmy zbyt wiele a odwiedziny Wilna służyły nam raczej jako podwaliny do ponownej wizytacji postanowiliśmy dojechać max. blisko Ostrej Bramy. Przypadkiem przejechaliśmy przez większość starówki, przyznam szczerze że to co zobaczyłem miło mnie połechtało. Na 100% muszę tam kiedyś pojechać na dłużej. Sporo knajpek, straganiki z regionalnymi ciekawostkami i bardzo ładna architektura – czysta i zadbana. Niestety czas płynie nieubłaganie i trzeba było zacząć myśleć o drodze powrotnej. Ostatnie wspólne zdjęcie, łyk kawy i ruszamy do domów, na razie w grupach, później już w podgrupach. Do Polski docieramy w porze obiadowej, posiłek w Augustowie i regeneracja sił. Na horyzoncie pojawiły się chmury więc musimy wreszcie wygrzebać z kufrów kondony, całą drogę czekały na swoją kolej, doczekały się w Polsce. Ostatnie 300 kilometrów pokonaliśmy przy względnie dobrej pogodzie. Większość osób tego dnia dotarła szczęśliwie do domów, tylko Joasia pokusiła się na odpoczynek w Warszawie i musiała końcówkę robić na raty z powodu niespodziewanych opadów śniegu.Krótkie podsumowanie:Wyjazd należy zaliczyć do udanych. Minusem naszej wycieczki była ilość uczestników, Coś co nie przeszkadzało nam wieczorami było minusem gdy trzeba było się przemieszczać na dalsze odległości. Podział na grupy spowodował, że trasy pokonywaliśmy zupełnie oddzielnie i nie wiedzieliśmy co dzieje się z pozostałymi. Takie trochę dwa wyjazdy ze wspólnymi noclegami. Na szczęście nie doświadczyliśmy przykrych przygód, wszyscy wrócili cało i bezpiecznie. Koszt wyjazdu na osobę: 1000-1200 Pln
Średni dystans: 2400 km. Jeżeli planuje ktoś jechać w tamtą stronę proponuję dobrze przygotować pojazd. Łotewskie drogi wycisnęły z naszych maszyn 7 poty i to dosłownie. Moja Majesty popuściła z lag i pożegnała się z nowym łożyskiem główki ramy. Czy jeszcze raz L,Ł,E? – możliwe, ale na większych kołach.Gdzie jechać za rok???
Planów jest kilka – wypuścić się dalej na Pn. do Skandynawii czy może nie kusić drugi raz losu z pogodą i pojechać na Pd.??? Pozostawię sobie ten problem na jesienne wieczory, może wpadnie mi/nam do głowy coś zupełnie innego.TEKST : Orzech
Foto: Joasia, Fistaszek, Zdun, Marcin, Krzytro, Alupin, Krzyś, Corleone, Przemo

Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć