I Zlot Burgmanii czerwiec 2005

Edytor:Mariusz Burgi

I Zlot Burgmanii czerwiec 2005

Kartka z kalendarza:

Roku Pańskiego 2005, z początkiem czerwca, dzikie hordy barbarzyńców dosiadający plastikowo-stalowych rumaków najeżdżają spokojna miejscowość zwaną Rynią, a znajdującą się nad Zalewem Zegrzyńskim położonym nie opodal Warszawy. Okoliczni mieszkańcy uciekają w popłochu przed strasznymi bestiami na dwóch kołach, którzy palą wsie, gwałcą i rabują. Dziwni osobnicy ubrani w zbroje i zakuci w hełmy po trzech dniach biesiadowania nie wiedzieć, czemu tak jak się nagle pojawili tak i znikneli. Zapewne jadło i napitki im się skończyły, bo okoliczne piwniczki i spiżarnie świecą pustkami. Nie wiadomo, kiedy wrócą, ale od dziś straszy się nimi dzieci.

No nie, tak nie było, znowu historia została zafałszowana a ja postaram się ją sprostować. Nasz „I Zlot Maxi Skuterowy – Burgmanii” rozpoczął się w piątek 3 czerwca w miejscowości Rynia nad Zalewem Zegrzyńskim w okolicach Warszawy, a zakończył w niedziele 5 czerwca. Pierwsi uczestnicy zaczęli się już zjeżdżać od godziny 10 klucząc uliczkami ośrodka na samym końcu z daleka widać było przyczepę organizatorów i banery klubowe oraz suzuki. Park maszyn, hmm najwięcej narzekali na niego mieszkańcy płaskiej jak stół Małopolski, a najmniej górale z Wielkopolski i Lubelszczyzny, widać ze są przyzwyczajeni do parkowania w górzystym terenie. Na szczęście pewna firma zasponsorowała nam swój produkt hi-tech w postaci płytek pod boczne stopki. Widać, że nie były one odpowiednio testowane, bo po postawieniu na centralkę pod ciężarem AN650 łamały się jak zapałki. Ale i maszyna testująca do najtańszych i najlżejszych nie należy. Pierwsi zaczęli zjeżdżać na zlotowisko Warszawiacy, no ale wyczyn to i żaden bo odległość nie porażała. W pewnym sensie szkoda, bo naprawdę fajnie jest jechać na zlot ileś tam kilometrów. O godzinie 13- stej zaczęli zjeżdżać pierwsi uczestnicy dla których trasa wynosiła więcej niż 50 km i tak już zostało do wieczora. Park maszyn powoli się zapełniał. Piwko, grill, kiełba, czego może chcieć więcej strudzony wędrowiec. Chyba tylko zobaczyć tort z Burgmanem, tak Przemo, starość nie radość, zlot nie wesele, ale twoje urodziny i tort długo pozostaną w naszej pamięci. Wraz z zapadającym zmrokiem, w naszych głowach również zaczęło się ściemniać, od żarełka i innych takich tam napoi na bazie chmielu. Ale jak to już w przyrodzie bywa, różni ludzie żyją w różnych strefach czasowych i u jednych szybciej zapadał zmrok a inni ciągle mieli dzień polarny. Na szczęście Karaoke zatarło wszelkie różnice i wspólnie wystartowaliśmy do konkursu „Idol Burgmanii” dając kolejny dowód, że śpiewać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej. Zabawa była przednia, niektórzy nawet postanowili dosłownie stanąć na głowie, żeby lepiej się śpiewało. Impreza wydawało się nie będzie mieć końca, ale kilometry i zupa chmielowa zrobiły swoje. Powoli plac imprezowy zaczął pustoszeć, na którym jeszcze w średniowieczu uznano by to za orgię, a Rzymianie uścisnęliby nam dłonie za to ze tak dobrze potrafimy się bawić. Atmosfera iście rodzinna. W końcu jesteśmy jak jedna wielka rodzina, bo łączy nas wspólna pasja. Tak nieuchronnie minął piątkowy dzień.

Sobota rano, skowronki jak Qwaki wylatują ze swoich gniazd na zlotowisko i o dziwo ktoś jednak wstał wcześniej. Po wieczorku integracyjnym nie ma już śladu a także po wczorajszym biciu rekordu w zebraniu jak największej ilości aluminium. Natomiast sto siedemdziesiąt cztery nerki zadbały, aby złocisty płyn został odpowiednio przefiltrowany na ekologiczne płyny. Około godziny 10 ku uciesze Qwakiego spragnionego towarzystwa, ze swoich legowisk zaczęli wychodzić pierwsi spragnieni płynów uczestnicy zlotu. Bynajmniej nie zupa chmielowa była ich celem, a po prostu czysta woda z odrobiną bąbelków. Przed południe minęło na rozleniwiającym śniadanku, na które udali się zlotowicze, rozjeżdżając się po okolicy, bądź pozostając na miejscu. Organizatorzy z premedytacja postanowili do cna odparować jakże zacne umysły gości z nadmiaru skondensowanego chmielu w szarych komórkach u niektórych błędnie zwanych mózgiem, gdyż to musi być bezbłędnie działający komputer pokładowy otoczony bezpieczną powłoką zewnętrzną. Innego wytłumaczenia dla jazdy w kasku nie jestem w stanie zrozumieć. Godzina 13:45 znowu Burgmaniacy postanowili zakłócić spokój zarówno ośrodka jak i okolicznych mieszkańców grupując się najpierw przed bramą wyjazdową. O 14 rozpoczęła się parada. To był widok, który nawet ślepego by zachwycił. Tyle Maxi Skuterów nagle spotkało się na jednej drodze, że nawet Włosi mieliby kompleksy. Parada zwykle kojarzona z chmurami dymu dwu-suwa tym razem cicho i bezwonnie ruszyła na przejażdżkę. No cicho to może Ąle powiedziane, Kubo postanowił zadbać o odpowiednią oprawę dźwiękową, delikatnie muskając, niemalże szumem strumyka czuły słuch i wrażliwych na dźwięki swoich współtowarzyszy podczas parady. Oczywiście, jeśli ktoś lubi wsłuchiwać się w pracę młota pneumatycznego i jest to dla niego muzyka płynąca prosto od Matki Natury. Ale skoro ślepy nas zobaczył to i głuchy musiał usłyszeć. Trasa parady wiodła przez urokliwe zakątki wsi mazowieckich, w których czas chyba się zatrzymał na początku XX wieku. 100 maszyn dostojnie pokonywało 50 kilometrowy dystans, zakłócając ciszę sennych wiosek i powodując nie małe zdziwienie okolicznej ludności. Nawet bociany z uwagą przyglądały się tym wspaniałym maszyną, widok był niesamowity, bo nie co dzień można zobaczyć tyle Maxi Skuterów jadących w zwartym szyku. W tym momencie chciałbym podziękować naszym porządkowym, którzy skutecznie rozganiali katamaraniarzy i blokowali drogi żeby wszyscy inni mogli cieszyć się w spokoju widokami, bo oni sami poza pracą nie wiele zobaczyli. Po prawie godzinie parada wjechała na rynek Radzymina gdzie wszystkie maszyny zostały ustawione według pojemności, począwszy od królewskich AN650 a kończąc na małych 50-tkach, które również miały swój udział w paradzie. Wspólna fotografia grupowa a także zdjęcia na tle skuterów, które szczelnie wypełniły plac przed kościołem. Kiedy nacieszyliśmy swoje oczy i miejscowej gawiedzi, nie codziennie, co ja mówię pierwszy raz w życiu można było zobaczyć tyle Maxi Skuterów w jednym miejscu, parada ruszyła dalej, z małą pomocą policji w dość nie typowym aucie. Dzięki chłopaki, że nie musieliśmy skręcać w prawo jak nakazywał znak. Ruszyliśmy w kierunku miejsca zlotowego. Cóż można powiedzieć „Burgmania da się lubić” najlepiej o tym może zaświadczyć „nietypowy” skuterzysta, który postanowił nas odwiedzić, nie co dzień przecież widzimy skutery Straży Pożarnej. Dystans był już nie wielki, więc dosyć szybko wjechaliśmy na teren ośrodka gdzie czekały już na nas atrakcje w postaci konkursów. Pierwsza konkurencja „wolna jazda”, oj Wiktor nasz kolega z Białorusi bardzo chciał wygrać, niestety Lublin zgarnął palmę pierwszeństwa. Potem slalom, trudne to było, umiejętności trzeba było mieć nie małe a i pojemność silnika nie odgrywała chyba zbytnio roli skoro wygrała 125-tka o dziwo wszystkie 650-tki solidarnie postanowiły nie brać w niej udziału, czyżby syndrom dużego. W tej dyscyplinie, kurcze znowu Lublin, chyba za rok za lubelska rejestracje trzeba będzie doliczać punkty karne. Kolejna konkurencja, to konkurencja zrywu i tu każdy mocno by się zdziwił, nie moc silnika a moc mięśni najbardziej się liczyła. Okazało się, że twardziele są wśród nas, pchali skutery z takim zaparciem, że nie jeden na zamkniętej manetce nie był by szybszy na starcie. Żeby było sprawiedliwie były kategorie wagowe, skuterów oczywiście. Bo z tego, co można było zauważyć im lżejszy skuter tym potężniejszy zawodnik. No to wyobraźcie sobie jak wyglądałaby kategoria 650-tek skoro Panowie z 400-setek na pakerów bynajmniej nie wyglądali, ale silni byli nie mniej niż ich własne sprzęty. Po konkurencjach skuterowych, rozpoczęły się konkurencje w jedzeniu i piciu. Widać Matce Naturze wyjątkowo podobała się zarówno parada jak i konkursy skoro powstrzymała zbierające się chmury przez cały dzień, mimo że pod koniec parady Matka Natura, niestety miała wiatry, choć bardzo przyjemne i nie szkodliwe w powonieniu. Niestety nie wytrzymała i wieczorem odrobinę popuściła z radości, widać dzień tak ją uradował spoglądając na taką ilość Maxi Skuterów, że nie wytrzymała. Niektórzy nazywają to deszczem inni nawet tego nie zauważyli, ale nie będę wnikał w upodobania. Impreza toczyła się dalej, w końcu mieliśmy zadaszenie w postaci namiotów. Qwaki postanowił w pewnym momencie zastąpić „wieże” i robił za odtwarzacz mp3. W każdym razie dobrze mu to wychodziło, ale kosztowna to maszyna, zamiast prądem napędzana piwem i kiełbą, tudzież innym koziołkiem. Oj różnorodne mieliśmy strawy, a Koziołek szybko znikał w naszych żołądkach. Uroczyste rozdanie nagród dla zwycięzców w poszczególnych konkurencjach i kolejna zabawa „SCOOTER QUIZ” a pytania były tendencyjne. Nie tak łatwo było wyłonić trzech pierwszych zwycięzców, okazało się, że z wiedzą skuterową różnie bywa i mimo że, na co dzień mamy do czynienia ze skuterami nie zawsze jest wszystko takie oczywiste. Co poniektórzy nawet wymyślili kolor włosów dla Mariusza, możliwe że zawody pływackie w „Garbatce 2003” były pewnym ułatwieniem przy udzieleniu tej odpowiedzi. W każdym razie udało się wyłonić trzech zwycięzców. Biesiadowanie trwało dalej i szeroko pojęta integracja. Kolejną atrakcją był pokaz sztucznych ogni, gdzie trzech nieustraszonych na pomoście odpalało fajerwerki, a reszta z brzegu w bezpiecznym miejscu oglądała 10 minutowy pokaz. Nikt nie został ranny, nikt nie spłonął, ale czas było wracać do gaszenia pragnienia przy pomocy zupy chmielowej. Po chwili dzielny strażak Żaba ogłosił alarm przeciwpożarowy, sprawdzając czujność biesiadującej gawiedzi. Okazało się ze czujność była na najwyższym poziomie a i opanowanie godne uznania. Paniki nie było, za to była akcja gaśnicza przy pomocy dostępnego sprzętu przeciwpożarowego w postaci czerwonej miski. Wody mieliśmy pod dostatkiem gdyż w pobliżu miejsca akcji wcześniej organizator zabezpieczył zbiornik przeciwpożarowy potocznie zwany Zalewem Zegrzyńskim. Z poświęceniem Przemo napełnił michę gasząc pierwsze płomienie a Artix dla pewności zalał beczkę zaadaptowaną na śmietnik do połowy wodą. Akcja ratownicza była błyskawiczna i co najważniejsze skuteczna. Teraz znowu pozostało tylko gaszenie pragnienia i dalsza integracja połączona z pierwszą odsłoną zdjęć, które wielu z nasz robiło podczas piątkowej biesiady, sobotniej parady i konkursów. Ponownie masa śmiechu i świeże wspomnienia z powoli mijającego zlotu. No cóż tak już jest, że wszystko, co miłe jakoś szybko się kończy.

W niedziele od rana rozpoczęła się wielka migracja. Cóż, czas było wracać do domu, choć z tego, co zauważyłem najwcześniej (nie licząc Warszawiaków) wyjechali ci, którzy mieli najbliżej, jako jeden z ostatnich wyjechał dr.Big, ale przecież jego mała miejscowość leży tak naprawdę na obrzeżach Warszawy, a przynajmniej w okolicy. O godzinie 17 na miejscu zlotowiska pozostała błoga cisza, znowu całe ptactwo było najgłośniejszą grupą. Prawie wszyscy dotarli bezpiecznie, właśnie szkoda, że nie można napisać „wszyscy”, niestety bardzo smutną wiadomość dostaliśmy od Dee Jay’a, że jego podróż dosyć gwałtownie zakończyła się pod Płońskiem. Na szczęście z Dee Jay’em i Sylwią na następnym zlocie wspólnie będziemy mogli poprzeklinać na katamaraniarzy, którzy mają problemy ze wzrokiem.

Pozostało podziękować wszystkim za wspólną zabawę, za to, że wam się chciało przyjechać, sponsorom, że postanowili wspomóc organizacje tej imprezy, Mariuszowi za to, że nie opadł z sił i zorganizował nasz ZLOT BURGMANII oraz wszystkim tym, którzy pomagali zorganizować całe to wielkie przedsięwzięcie.

A teraz mała statystyka:

W zlocie wzięło udział ponad 100 osób
W tym- 95 zarejestrowanych skuterów
Łączna pojemność silników – setki tysięcy ccm
W tym ilość cylindrów – 120
Wypita ilość piwa – odpowiednia
Zjedzona ilość kiełby – wystarczająca
Ilość zjedzonych zwierząt – 2 koziołki
Ilość zabitych komarów – niezliczona (jeden był zbyt duży i silny, aby go ubić)

Niniejszym zaznaczam, że na zdjęciach nie ma osób przypadkowych, a wszelkie podobieństwo do ludzi, miejsc, i zdarzeń jest zamierzone i prawdziwe.

Specjalne podziękowania za różnoraką pomoc w zlocie:

Dla:
Suzuki Motor Poland
Scooterland- Warszawa
Lcm Sokół- Lublin
Suzuki Poland Position- Warszawa

No i za wielką pomoc techniczną (i nie tylko) ze strony samych klubowiczów Burgmanii:

Artix
Dr. Big
Maximus
Ultras
Ravenka
Mario
Szpak
Żaba
Kris
Rybka
Dacja
Adams vel Rudy
Bez Was ten zlot nie zostałby zrealizowany…

Wielkie, ogromne, wielgachne dzięki dla Was…

Do zobaczenia, mam nadzieję, że za rok na zlocie Maxi Skuterowym **Burgmania 2006**
 
 

MariuszBurgi
www.burgmania.net

Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć Kliknij żeby powiększyć
Strona 1 Strona 2 Strona 3 Strona 4 Strona 5 Strona 6 Strona 7 Strona 8 Następna strona